Ha! Po małym regeneracyjnym wyjeździe z rodzinką, rzuciłam się wczoraj na ogród jak ten przysłowiowy szczerbaty i cięłam dopóki mi ręka działała


I efekt mam - w sumie dwa - dwie kolejne rabaty za domem ciachnięte i mega zakwasy

Ale ja już tak mam (po Tatusiu, hehe), nie umiem skończyć w połowie.
Czy Wy też tak macie, że wiosną to przychodzi ochota, żeby połowę traw wyrzucić?

A potem w sezonie myślę - co ja tak marudziłam - jedno cięcie a potem samograje.
Tak więc tego.