Kolejny weekend, podczas którego zupełnie nie ruszyłam z robotą w ogródku. Tym razem z powodu przeziębienia. Pojechałam, bo pogoda piękna i miałam nadzieję, że słońce oraz świeże powietrze dobrze mi zrobią. Hmm, tak naprawdę to pojechałam, bo bardzo, bardzo tęskniłam

Efekt jednak jest taki, że pojechałam z bólem gardła, a wróciłam z katarem. Co się jednak nasiedziałam, napodziwiałam, naoddychałam, naodpoczywałam, nacieszyłam, napatrzyłam... to moje

No i rekonesans zrobiony, zbiory zebrane, a to też się liczy

Przymrozek przeleciał tu i tam delikatnie, uszkadzając tylko najdelikatniejsze rośliny - dynie, cukinie, powój i troszkę cynie. Uznaję więc, że straty niewielkie. Spodziewałam się, że silny wiatr narobił szkód, ale nie. Nastawiłam się na liczne jesienne przebarwienia - też nie. Ale przyznaję - kolorów z ogrodu ubyło, a te co są, najpiękniej wyglądają w słońcu. No to pooglądajmy
Pomidorek na tarasie owocuje, a nawet kwitnie jeszcze.
Uwielbiam plamy słońca i cienia na trawie
Tu widać liźnięcie mrozu na kilku liściach.