Zuza, to dobra wiadomość. Bo fastigiaty łatwiej dostać i są dostępne w różnych rozmiarach
.
Hej Aniu, trochę się dzieje, jak to u mnie
Pozdrawiam
Ewa, najwyraźniej tak jest. Lubię tam jeździć, ale zawsze mam za mało czasu, żeby na spokojnie się przejść. Muszę kiedyś inaczej sobie czas rozplanować
.
U mnie (tzn na osiedlu, gdzie mam „panieńskie” mieszkanie
) rośliny jakieś są, m.in głogi, (które uwielbiam), berberysy, ale ostatnio idą bardzo w minimalizm. Z okna w kuchni miałam widok na takie mini patio, była tam posadzona ładna wiśnia ozdobna, rododendrony, ładne spore kosodrzewiny i inne. Ale to patio było nad garażami i zdarzył się incydent z jakimiś rurami i coś przeciekało. Długi czas zbierali się do remontu dachu garażu i w końcu usunęli wszystkie rośliny (nie wykopywali, tylko wyrywali, wszystko poszło na śmietnik) i po naprawie jest tam tylko trawa i jakieś rachityczne kwiatki w donicach (żeby był łatwiejszy dostęp w razie kolejnej awarii).
Zwróciłam im grzecznie uwagę, że mogli ogłosić, że będą tak robić, sama bym (albo z eMem) spróbowała wykopać (głęboko nie było)i uratować te rośliny (nie pamietam, czy mieliśmy już wtedy działkę kupioną, ale moi rodzice mają duży ogród, spokojnie by się to zmieściło).
Nawet bym odkupiła te rośliny, jakby nie mogli ich „podarować”. Oni „nie pomyśleli”. Dodam, że na te rośliny i tak składali się mieszkańcy, bo to osiedle „prywatne” z mieszkaniami własnościowymi.