Wiem, że bez zdjęć się nie liczy, ale zamierzam poczynić wpis ku pamięci

.
A WIĘC kilka dni temu dotarły do mnie wreszcie spóźnione nieco róże Heidetraum (z gołym korzeniem) w liczbie sztuk 6 do uzupełnienia mojej miejskiej rabaty różanej.
Wczoraj posadziłam 3 i padłam z wycieńczenia, dzisiaj kolejne 3 - tym razem w siąpiącym upierdliwym deszczyku. Teraz zalegam na kanapie, zaraz zabieram się za ćwiczenia na obolały kręgosłup.
Dlaczego obolały skoro przecież przekopałam i przygotowałam miejsce już dawno? Bo doły prawie półmetrowe musiałam kopać i wywozić wykopany żółty piach, zaś wierzchnią warstwę ziemi pracowicie mieszać na taczce z kompostem. Moje plecy po tej robocie krzyczą z bólu…
No ale co tam plecy, najważniejsze, że rabatka liczy sobie docelową liczbę 12 róż, tadam!

.
Prace toczyły się w głównej mierze w świetle li i jedynie ogrodowej latarni. Latarnia fajna jest, ma czujnik zbliżeniowy. No ale jak człowiek nie wykonuje gwałtownych ruchów to gaśnie po 30 sekundach, bo tak jest ustawiona osobiście przeze mnie

.
Co zatem robiła dzielna Judith? Co pół minuty odrywała się od roboty i stając przed latarnią machała rękami niczym wołający o pomoc rozbitek na morzu

.
Nudy nie było i jeszcze dodatkowe przysiady zaliczone

.
No i zdjęć nie ma, bo ciemno, a nowe krzaczki róz to i tak tylko przycięte kikutki

.