Bo wg wizji mego małża (kiedyś) ogród to trawnik i tuje. Żadnych kwiatów i innych róslin. Musiałam wypraszać każdy kawałek rabat a czasem robić je po kryjomu. Rośliny też kupowałam w tajemnicy. Udawało mi się jakoś je przemycać i wmawiać że dostałam. Trochę to trwało (ze 13 lat) a jak zauważył że to nawet wygląda i że nie wygra z moimi marzeniami to ustąpił gdy przekopywałam sama kolejny połać trawy by zrobić kolejną wyproszoną rabatę. Pamietam to jak dziś gdy podszedł i zapytał czy pomóc.
I choć wciąż rabaty były minimalnymi paskami to i tak się bardzo cieszyłam.
Potem to poszło już szybciej. Z sezonu na sezon coraz bardziej się interesował. Czasami pojechał ze mną na zakupy do ogrodniczego zobaczyć co i jak.
Gdy trafiłam na ogrodowisko to trochę go to irytowało bo znowu za dużo zaczęłam wymagać i kombinować.
W końcu jednak i w tym temacie odpuścił.
Teraz to już małż jest wciągnięty w ten ogród na maksa i uzależniony od pracy w nim bardziej niż ja. Razem omawiamy co jeszcze zmienić.
Tak jest mi o wiele łatwiej.
Łatwo nie miałam ale wywalczyłam swoje marzenie o ogrodzie. Dlatego teraz jestem z niego taka dumna
Ze mną Maję ogląda mój Jasiek, bo wie, że lubię i chce sprawić mi przyjemność, że się interesuje też Choć chyba trochę lubi, zawsze sieje rzodkiewki i fasolki
Mój M też totalnie nieogrodowy, on też miałby trawnik co najwyżej tuje, ale nie było na szczęście walki, zawsze mi mówi, że jak chcę, to żebym sobie robiła, ale od niego nie wymagała, żeby on się w to mieszał Jak mu pokażę co trzeba zrobić i powiem, to zrobi, ale sam z siebie, to nie... Nie można mieć wszystkiego