Zatem moja lista z propozycjami drzew wydłużyła się. Biorę pod uwagę:
- morwę Fruitless ("Bardzo dobrze znosi suszę i upały. Nic jej się nie ima."),
- platana (na parasol?),
- grujecznika („z tych srednich, dobrze sie przycina, ładnie przebarwia, liscie puszcza wczesnie. Opadniete i lekko przesuszone jesienia liscie pachna karmelem. Do tego jest niewydumane, łatwe w uprawie, szkodniki nie atakuja i stosunkowo tanie w zakupie, szybko rosnie."),
- wiąz Jacqueline Hiller (szybki wzrost, „świetny do cięcia”),
- derenia jadalnego (bez derenia sąsiada, żeby nie miał owoców; przebarwia się wiosną na żółto, wcześnie startuje).
Zdjęcie projektowe. Znowu bazgrolę, wybaczcie. Płyty w trawie są jeszcze nie obsadzone, leżą tylko dla przymiarki. W ogóle u mnie wszystko jeszcze w fazie tworzenia. Ta ścieżka, która jest zrobiona, będzie obsadzona krawężnikami.
A więc tak. Wczoraj po deszczu wyjrzałam łebek z tarasu i zrobiłam tę fotkę. I tak patrzyłam na nią i coraz mniej mi się podobało to, co widzę. Doszłam do wniosku, że mój ogród jest za płaski. Dlatego te zielone strzałki wskazują miejsca, gdzie mogłyby rosnąć drzewa/krzewy. Mogłyby być trzy, tylko jest jeden szkopuł. Jak posadzę trzy drzewa, to mój ogród stanie się ogrodem cienistym, a że jest mały, to roślinki słońca będą mieć niewiele. No i tak.