Podczytuję sobie z kawką na tarasie o sąsiedzkich perypetiach i cieszę się że mnie to prawie nie dotyczy Wokół domu sąsiedztwo wyrosło w oka mgnieniu, ale okazało się przyjazne (zobaczymy jeszcze co się w bliźniaku pojawi, bo tu ciągła wykończeniówka). Jak potrzeba podlewają to i owo, z chęcią przyjmują nadmiary spożywcze i bukietowe, wspolna kawa od czasu do czasu smakuje bardzo dobrze Za to na wakacyjnym mam za bliską sąsiadkę prawdziwą Hiacyntę "Bukiet" Staram się unikać jak mogę, bo wścibska jest nieprzeciętnie, ale nie jest to proste... ma to swój mały (a może duży) plus, od wiosny do jesieni czujne oko sąsiedzkie na nasze włości mamy zapewnione
Ja zbytnio się już nie stresuję, no bo po co sobie nerwy psuć idę do ogrodu robię swoje, a za płotem mam fajnych sąsiadów kościół jakieś 200 metrów od nas. Także dajemy radę, jedno co to śpię przy zamkniętym oknie, albo nad ranem zamykam, przed dzwonami może kiedyś wygram w lotto chociaż szkoda byłoby mi zostawić to co tu mamy, niby niewiele, ale ja przywiązuję się do małych rzeczy pewnie pobudowałabym taki sam dom, te same nasadzenia no i ziemię u nas mamy bardzo dobrą, a jak nam jakieś piaski by się trafiły? albo ktoś by jakieś tory i kawałek dzialki by nam zabrali, czy ktos by świniarnię wymyślił, a w sąsiedztwie kościoła to raczej nikt się nie odważy, raczej, przynajmniej narazie słabe to pocieszenie, ale zawsze coś
Poczytałam o perypetiach z sąsiadami i nie tylko. Niestety nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. I chyba doznania dźwiękowe są gorsze, bo nie można się od nich odizolować.
Sąsiadów mam daleko, nic nie słyszę, nic nie widzę .
Ale….
Leśnym końcem działki graniczymy z Sąsiadem (S1) i Sąsiadką (S2).
Kilka lat temu S1 sądził się o drogę dojazdową ze swoją siostrą : nie chciał, aby ta przejeżdżała przez jego drogę na swoją działkę. Pewnego dnia Wysoki Sąd przyjechał na oględziny terenu, żeby zobaczyć, jak można inaczej poprowadzić drogę (to już było po wizycie biegłego, z którym nie zgadzała się któraś ze stron) i na te oględziny zostali wezwani wszyscy sąsiedzi S1, w tym my i S2.
Niestety dopadła mnie S2 (bardzo wścibska , która nie mieszka na miejscu, tu ma tylko działkę z laskiem i polem).
I zaczęły się pytania
- a dlaczego pobudowaliście się tak daleko od drogi
- a po co wam taki duży dom
- a ile osób mieszka
- a ile macie pokoi
- o jeżu, a kto to sprząta?
I jeszcze jakieś inne, już nie pamietam.
Unikałam konkretów jak mogłam (nie chciałam być niegrzeczna), ale w końcu zapytałam, dlaczego aż tak się tym interesuje. Nie potrafiła mi odpowiedzieć i skończyła swój wywiad.
Inni mieszkańcy też mają spore działki, ale domy stoją przy drodze gminnej, za nimi są pola uprawne, więc to logiczne, że się nie będą budować na środku działki, jak my.
Na szczęście od tamtej pory widziałam ją tylko raz .
No to typ ten sam My mamy domek ustawiony tyłem do jej działki na szczęście, ale wystarczy wyjść przez furtkę i atakuje cię grad pytań i mądrych rad... coraz częściej głuchnę w takich momentach
Nasza sąsiadka za za drogi ma 94 lata i niedosłyszy. Jeden problem z nią jest taki, że ona uważa, że nasza Aza ją lubi i na nią wcale nie szczeka i tu jest problem, bo Aza raczej obcych nie lubi, bez wyjątku, na nią też szczeka, fakt trochę mniej A to starsza niedosłyszącą osobą. Na szczęście nie mieszka teraz sama i nie wejdzie sama do nas, bez naszej wiedzy, bo furtkę zawsze mamy zakluczoną, jest dzwonek
Dziewczyny - wniosek jeden - na sąsiadów nic nie poradzimy, niezależnie od bytności w Mombasie
Kokonić i grodzić się trzeba bo sąsiedzi są jacy są Jutro mogą być inni, lepsi albo gorsi Póki co trzeba zagryźć zęby na tych "gorszych"
Basi życzę wygranej w totka, może księdza przekupi i dzwony zamilkną
Faktem jest, że atrakcje "wzrokowe" można omijać, "dźwiękowych" się nie da