Dziękuję wszystkim za wsparcie i dobre słowa. Zabieg miałam 30 czerwca, laparoskopowo. Wszystko poszło bardzo szybko. Tylko jak wyszłam ze szpitala było trochę gorzej: gorączka, wymioty, biegunka... Okazało się, że przepisano mi zły antybiotyk. A kilkukrotnie powtarzałam w szpitalu, że jestem uczulona na penicylinę. Ale ja sobie, a oni sobie. Trochę się najadłam strachu, przyznaję.
W ogrodzie byłam dopiero 8 sierpnia. W sumie zastałam to, czego się spodziewałam, czyli kompletnie zarośnięte rabaty. Istny busz. U mnie to chyba te chwasty rosną na sterydach. Są olbrzymie... No cóż, pokiwałam głową i zrobiłam obchód. Mimo mojej długiej nieobecności pięknie zakwitły hortensje. Inne rośliny na rabatach ledwo co widać spomiędzy chwastów. Wiąz i jeden z klonów japońskich wyglądały, jakby usychały. Zakwitła ponownie magnolia Red As Red. Podczas burzy złamała się stara wiśnia i teraz nie mam już cienia w moim ulubionym miejscu. Poza tym ktoś skosił jeden z małych bukszpanów i różę Rose de Tolbiac...
Posadziłam trzy wrzośce i miskanta, odchwaściłam rabatę wrzosową i wróciłam do domu. Od tamtej pory nie byłam w ogrodzie. Nie potrafię się zmobilizować. Patrzy się mi na niego z ciężkim sercem. Może we wrześniu coś we mnie ruszy. Podobnie miałam w zeszłym roku. Całe lato nie byłam wtedy w ogrodzie, a jednak udało mi się go ogarnąć przed zimą. No, zobaczymy.