Pies ma śmieszny zgryz, dolną szczękę z przodu, ten akurat był bardzo łagodny.
Wakacje spełniły oczekiwania, choć był krótki moment kiedy dzieci po kilku dniach podróży stanęły nad morzem i równo się poryczały, że chcą nad nasze, polskie morze. Mnie ugięły się kolana, ale M. zarządził szybki odwrót do samochodu i poszukiwania mniej tłocznego i mniej wybetonowanego miejsca, bez disco na plaży. Wieczorem spaliśmy już na dzikiej plaży wśród psów i namiotów braci rumuńskiej bawiącej się wspaniale przy rytmach samochodowego radia. Rano, po grupowym wypychaniu naszego samochodu z piachu (my Polacy nie mamy wprawy w jazdach po plaży) zostaliśmy poklepani po ramieniu i nazwani 'friend".
Było fajnie, bardzo fajnie, choć raczej nie jak z folderu wakacji zagranicznych.
Ale wrażenia niezapomniane.
Oj, czytam o kryzysie wakacyjnym. Dobrze, że Twój M z tych "niedenerwujących się" i opanowanych. Ja bym się pewnie popłakała z dziećmi ze stresu ALe dobrze, że ostatecznie wynik na plus.
U mnie na razie gorący sezon, więc czas na ogród się gwałtownie skończył, ale powoli od przyszłego tyg. będzie szło ku lepszemu. Będę Cię prosić o pomoc w ogarnięciu różanki koło tarasu w miarę Twoich możliwości czasowych. ALe to spokojnie, mamy czas do wiosny.
Beata, przy takim pakowaniu nie było szans, żeby nie przyszły całe. No chyba, żeby walcem pudło rozjechać
Sebek, tylko nie dawaj świeżych trocin. Przekompostowane z pół roku muszą być. Awatarek - nie lubię osobiście jak ktoś zmienia, więc na razie się powstrzymam. Może jak się mocniej podstarzeję, hi hi.