Danusiu, dziękuję za odwiedziny

Prace posuwają się, jednak nie w takim tempie, jakbym sobie tego życzyła niestety. Jednak wiem, że w tej chwili mam działkę oczyszczoną z wszelkich śmieci i zbędnych rzeczy i teren przygotowany do zmian. To też było konieczne, a niestety cholernie ciężkie. Przygotowanie terenu i sadzenie, to czysta przyjemność, a wyszarpywanie gruzu z ziemi, to katorga. Na szczęście to już za mną

Od wiosny czeka mnie ta przyjemniejsza część prac ogrodowych.
Na borówki mam wielką nadzieję, gdyż są przez moje dzieci wielbione i może wreszcie kiedyś najedzą się do woli
Niestety jest też pewnien minus posiadania własnych owoców i warzyw. Moje dzieci są przez to rozpuszczone i tak: truskawki kupne są niesmaczne i moje dzieci co najwyżej mogą je jeść jakos przetworzone, np. w koktajlu. Winogron sklepowy ma pestki, jest mało soczysty i mogę w ogóle darować sobie jego kupowanie, bo i tak nie jedzą. Pomidory jadają tylko te z działki od dziadka. Ogórka zjedzą, ale narzekają, że nie taki jak z własnego ogródka. Jabłka kupne trzeba obrać ze skórki, bo inaczej nie chcą. A te z działki jedzą prosto z drzewa, ze skórą i im nie przeszkadza. I mogę tak wymieniać w nieskończoność. Ciekawa jestem czy to tylko moje dzieci tak mają czy inne też. A jeszcze powiem Wam taką ciekawostkę. Mój najstrszy syn, gdy był malutki i kompletnie nie rozumiał co z działki a co ze sklepu, jadł tylko truskawki od dziadków z działki. Kupnych nie tykał, nawet spróbować nie chciał. W głowę zachodziliśmy w jaki sposób rozpoznaje i wciąż jest to dla nas zagadką.