Pracowity weekend w Mazurkowie. Spędziłam pół soboty na kolanach…. ale…. to puste pole wbrew pozorom wcale nie jest już puste, bowiem za parę dni, mam nadzieję, zacznie kiełkować cały, ogromy łan facelii błękitnej. Gdy zakwitnie pszczółki sąsiadów będą miały błękitny raj! Nasion nam brakło i niniejszym zamówiłam dziś jeszcze kolejne pół kilo. Drugi bok trawnika ma być też tak obsiany. A sznurek jakoś tak się na to zdjęcie sam nawinął

Tak naprawdę musiałam, dosłownie musiałam trawnik ociupinkę przyciąć, bo się jakoś tak wylewał na boki.
Groszki znalazły swój dom i o dziwo jeszcze nie padły. Odpukać! Rozwiązanie groszkowe jest tylko na ten rok zanim wymyślę coś bardziej konkretnego i zanim Pan Mąż zrobi nam PRAWDZIWY taras (wykonanie ma być jeszcze tego lata).
A na sam koniec zaczęłam kopać swój grób

To tak na wypadek gdyby nadmiar pracy w ogródku powalił mnie już totalnie.

Nawet w przypływie weny i nagłego ataku śmiechu się do niego przymierzyłam i prawie by pasował, Pan Mąż obiecał zakopać jakby co.

Z grobu w sumie nic nie wyszło, bo został zakopany tą lepsiejszą ziemią i zamieszkały tam truskawki. Nie ma jak spontaniczność i uczynna sąsiadka.

Niniejszym mam dwie powiedzmy-że-grządki truskawkowe wykonane na JUŻ i na SZYBKO, żeby tylko sadzonki truskawkowe nie zdechły. Od kopania w moim badziewnym czymś, nie powiem ziemi, bo to naprawdę NIE jest ziemia odpadają mi dziś ręce i nogi. I naprawdę w pewnym momencie miałam ochotę położyć się do tego "grobu' i już tam zalec. Ale jest radocha. Sadzonki jeszcze trochę zdechłe, a grządeczki do poprawy, ale mam już wizję świeżej własnej truskaweczki!
Generalnie prawie pół działki wygląda obecnie jak pobojowisko, bo pozbyliśmy się blaszaka po budowie i została nam cała masa gratów, z którymi musimy zrobić porządek. A poza tym nawet bez tych gratów mamy pobojowsko i czasem aż mi głupio. Ale powiedzmy, że wszystkie te zdjęcia zaliczają się do zdjęć "PRZED" zanim powstał ogród - będzie fajnie potem kiedyś obejrzeć kawałek historii, prawda?