No więc pomna tego, że ogród nie zając i nie ucieknie wybrałam się na dluuugie ogrodowiskowe wagary. Wzięło się to też z tego, że skupiłam się na dzieciowych sprawach, kupkach, zupkach (tutaj normalnie prawie zrobiłam specjalizację z dzieciowego żywienia, hi hi) i innych takich

Nie wiem nawet kiedy rok nam minął, a właśnie przecież wróciłam do pracy! Może dzięki temu właśnie w przerwie śniadaniowej mogę zerknąć jednym okiem na forum. Poza tym czasu ani funduszy na ogród nie było i nadal nie ma. ALE. Udało nam się JAKOŚ przywieźć wywrotę ziemi i j rozwieść przed domem w czasie popołudniowych drzemek Dziecia. Udało nam się posiać troszkę trawy przed domem na tej rozwiezionej ziemi i mogę powiedzieć, że jak się patrzy jednym okiem (koniecznie prawym) to nie widać nawet tego pobojowiska z lewej strony

Pan Mąż poukładał kostkowy chodnik a ja rzutem na taśmę zgapiłam na bezczelnego od kogoś z Ogrodowiska (sorry, nie pamiętam już nawet od kogo) nasadzenia roślin. I mam pod oknami powsadzane trzmieliny na pniu silver queen z różami the fairy, rozplenicami i lawendą. Miał być jeszcze bukszpan, ale kasa się skończyła. W każdym razie jest JAKOŚ a to jakoś n pewno jest o niebo lepsze od pobojowiska. Obiecuję wrzucić jakieś fotki. Obiecuję.
Poza tym jak zaczynam myśleć o ogrodzie to… wolę nie myśleć.

BO. Jabłonkę opanowały mi mszyce. Znowu. Trawa za domem wygląda jak kawał nieszczęścia. Zwyczajnie zdechła i już wiem, że najlepsze rozwiązanie to nawieźć dobrej ziemi i zacząć jeszcze raz. Hortensje i floksy zniszczyła mi ulewa i wichura- pokładły się i chyba nie wstaną. Kratka z powojnikiem mi dosłownie odfrunęła. Mam nadzieję, ze powojnik odbije za rok od korzenia.
Właściwie nie wiem dlaczego więc piszę. Może dlatego, że moje marzenie mieć piękny ogród dalej gdzieś jest mimo wszystko i pocieszam się, że może za jakiś czas uda mi się nawet coś zrobić z Dzieciem u boku grzebiącym swoimi małymi grabkami.
Ściskam wszystkich przypadkiem tu zaglądających.