Ja wkłady wkopywałam zawsze do ziemi, tak 1/3. Tak dla bezpieczeństwa. Na początku też miałam wizję płonącego tunelu, potem przy szklarni juz miałam wprawę. Kot na szczęście nie umiał sobie otwierać drzwi
Swoją drogą, te futrzaki nowe, które mam teraz, są łobuzy straszne i wskakują mi na blat w kuchni. No i osmalone wąsy już przerabiałam.
Miałam w starym ogrodzie montanę Elizabeth, szedł sobie po siatce. Zapach dawał taki, że ludzie na chodniku stawali czasem, sprawdzali co to i skąd tak pachnie. A potem robiliśmy ogrodzenie i trzeba go było przyciąć i niestety obraził się. Bardzo skutecznie, śmiertelnie.
Z magnoliami trochę się bałam o przesadzanie, ale skoro miałam prikaz, zabrać wszystko, to co było robić. Jedną zabrałam już jesienią, taka półtorametrowa G. H. Kern. Nie dość, że nie zgubił lisci ani pąków, to jeszcze mi wiosną zakwitł. A naprawdę nic z nim nie robiłam specjalnego. Teraz przesadzałam dwie większe, YR - największą, najstarsza moja i Sunsation, i dwie mniejsze,
Genie i Alba Superba. Genie i Alba dostały mrozem niestety, po sunsation nie widać przesadzania.