Sprawiedliwie podzieliłam dzisiejszy dzień na trzy części. Do południa wygrzebywałam się z papierkowej roboty. Wczesnym popołudniem odbyłam wycieczkę do lasu po grzyby. Były ze mną ubiegłoroczne wspomnienia o cotygodniowych grzybobraniach od lipca do połowy listopada, z których przywoziliśmy same kapelusze, bo szkoda nam było miejsca na trzonki.
Rozum sprowadzał nas na ziemię, krzycząc coś o suszy. Trujaków nie było w ogóle. Udało się zebrać maślaki w ilości wystarczającej na kolację i aromatyzację kuchni. Lubię zapach grzybów.
A potem zwerykulowałam ścieżki przy wirażu, wokół ronda i rabaty zachodniej, rozsypałam nawóz i podlałam. Został mi jeszcze warzywnik i sad.
Już w lipcu ścięłam lawendę i wyjątkowo pięknie powtarza kwitnienie. Wrzosy wchodzą w pełnię kwitnienia.
Przebarwiają się hortensje. I inne takie tamy.
____________________
Hania-
To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz