Gosiu, Aniu, Dominiko, Kasiu, Aniu, Anulko
Dziękuję za troskę i za to, że o mnie pamiętacie, mimo, że od tak niedawna z Wami tu jestem.

To takie przyjemne i motywujące. Przyznaję, dopadło mnie kompletne zobojętnienie i niemoc. Trochę sytuacji się na to zbiegło, dowaliła niezborność związana z bólem pleców, z którymi u mnie nie przelewki i zrodziło się pytanie, czy moje spełnienie marzeń o pięknym ogrodzie jest warte utraty zdrowia do reszty. Przez ostatnie dni odpuściłam sobie pracę fizyczną i z moim kręgosłupem już lepiej. Od jutra muszę stawić czoła wyzwaniu i spróbować dalej sił. Zobaczymy, na ile mi tych sił wystarczy.
Nie pracowałam w ogrodzie, a za to spełniałam się w kuchni. Przygotowywałam tort dla Chrześniaka z okazji jego I Komunii Św. To też pozwoliło mi zapomnieć chociaż na chwilę o pracach ogrodowych. Ale już wczoraj wieczorem 2 godziny lałam wodę, bo dalej u mnie susza. Dookoła słyszy się o deszczach a tu ZERO!
Gosiu, Ty masz studnię, ja mam zbiornik 10m3 na deszczówkę. Też ostatnimi czasy się do niej dobraliśmy na zasadzie prowizorki i do warzywnika ciągnę wodę stamtąd, ale to kropla w morzy potrzeb i jeśli nie będzie padać, wkrótce to źródło wyschnie. A z pustego i Salomon nie naleje...
Gdzieś się już chwaliłam, pochwale się i u siebie. Za namową Waszą i w oparciu o Wasze doświadczenia, stałam się szczęśliwą posiadaczką wideł amerykańskich. Wybrałam oczywiście markowe, bo do tej pory cały sprzęt od F mi się sprawdza doskonale. Kierowałam się ergonomią i ciężarem. Przyszły we wtorek. Ważą niecałe 2kg. Cudo. O ile mniej dźwigania podczas kopania w porównaniu z łopatą.
Mimo gorszych dni są momenty, które cieszą, jak na przykład pierwsze rzodkiewki na śniadanie

czy jajecznica ze smardzów.
Mniam.
Lecę pooglądać Wasze zakątki.
Miłego dnia.