Ostatnio miałam akcję "bukszpany". Gdy byłam u Mamy na działce, jej sąsiad zaczepił mnie, czy bym nie chciała bukszpanów, bo likwiduje żywopłot. Ucieszyłam się, bo żywopłot regulowany, cięty i gdyby tak pokroić w szersze kawałki to fajna kostka by z tego była. No i ochoczo postanowiłam przygarnąć bukszpany. Jakież było moje rozczarowanie, gdy po godzinie poszłam po nie a przed płotem leżało mnóstwo byle jak wyrwanych krzaków. Krzak to za wiele powiedziane. On ten żywopłot pokroił na plastry! Żebym wiedziała, to osobiście poszłabym z łopatą wykopać zgrabnie krzaczki. A tak dostało mi się zmasakrowane byle co.
Miałam nawet zrezygnować, ale jak to ja...Wzięłam na próbę. Posadzić gdzie mam, to co mi szkodzi. No i wczoraj składałam te plasterki do kupy, wiązałam sznurkiem tworząc na ile się dało krzaczek na nowo. Nie wiem czy to w ogóle mi się przyjmie, bo korzeni to niemal w ogóle te bidulki nie mają. Tak to wygląda. Dzisiaj potraktuję je nożycami.