Miejscowość, w której mieszkałam od przedszkola do matury, takie oto
platany
Edit: musiałam zająć się Dziadziusiami i nie dokończyłam

. Cisów nie pamiętam, by były w okolicy. Tuje, tak jak Ewa napisała, punktowo i na cmentarzu. Ale pamiętam tuje jako drzewa, dorodne, duże i właśnie nie w formie żywopłotów. Tyle wyciągnęłam z czeluści pamięci. I z sentymentem wróciłam myślami do ogrodu mojego Taty. Były żywopłoty, cięte dwa razy w roku, chyba z porzeczki alpejskiej. Tato już nie pamięta, ale starałam się odnaleźć coś podobnego w necie i to chyba to. Były róże, przeróżne, ścinane jesienią (?) i zawsze kopczykowane obornikiem. Były wiosną krokusy, śnieżyczki, przebiśniegi sasanki i prymulki maluśkie. I narcyzy recurvus. I tulipany żółte i czerwone

. Były jabłonie z jabłkami od papierówek, do odmian przechowywanych aż do wiosny. Były grusze i porzeczki i poziomki. Były irysy, goździki kamienne (taką nazwę znam, nie wiem czy właściwa). I cynie. I warzywnik, do którego jako dziecko nawet zimą biegałam po zieloną pietruszkę, spod śniegu

. I leszczyny dwie i dwie jabłonki rajskie

, uwielbiałam te czerwone troszkę gorzkie jabłuszka. Ech tyle wspomnień cudnych.
Edit nr 2: I bzy, czyli lilaki i konwalie i fiołki.