No ja sobie oprysk robiłam z tej odstanej herbaty, o której pisała Zoja i mydło potasowe do tego dolałam, tyle że ilość na oko. Fakt faktem ograniczyło to populację mszyc, ale nie zlikwidowało w całości - prawda też taka, że nie byłam w stanie dotrzeć do wszystkich zakamarków pofałdowanych liści. Agrest ma mieć mnóstwo owoców, ale nie wiem czy po tej inwazji będą smaczne. W każdym razie niczym szkodliwym dla pszczółek w tym roku nie pryskam, liczę, że w końcu larwy biedronek zaczną działać.
A raz nieopatrznie zniszczyłam złożone jajeczka biedronek, buuu - nie wiedziałam, że to one.
No i ostatnio przeczytałam, że larwy biedronek są kanibalami i jak taka larwa się wykluje to zjada pozostałe jajka w pierwszej kolejności. Chyba jak taką dopadnę przy "braciach i siostrach", to czym prędzej przeniosę ją na smaczniutkie młodziutkie mszyce, niech reszta ma szansę też się wykluć i poszamać
Aniu, rodek w pąkach jest taki intensywny, a potem jak się rozwija to bardzo jaśniutki róż, niemal biały. Azalie faktycznie cudne Już też czekam na słonko - deszczem się nacieszyłam