Prawdę mówiąc nie podejrzewam, żeby ktoś się na nas specjalnie gapił - nie mam takiej obsesji

, chodzi bardziej o POCZUCIE prywatności, lub jego brak. Każdy przecież potrzebuje miejsca, w którym może się czuć jak u siebie.
Zrobiłam sobie tymczasem zestawienie nasion, które kupowałam lub zbierałam od zeszłego lata; wygląda na to, że prawdopodobnie oszalałam i część z nich będę musiała sobie wysiać na głowie. Otóż mam nasiona następujących roślin: gaury, rudbekii z ul. Bema, szałwię Amistad z Pieskowej Skały (o ile to co zebrałam nie jest przypadkowym śmieciem po skorupkach nasiennych), polna driakiew w kolorze kremowym z Ogrodzieńca, niziutkie przymiotno zebrane pod kościołem w Derby, żółte maczki z ulicy w Great Brington, paprykę z warzywa, które było po prostu smaczne, kwitnące na biało COŚ z Pęchcina, dwie odmiany czarnuszki, kosmosa i naparstnicę uczciwie kupione gdzieś w centrum ogrodniczym w Anglii, w lodówce: kłosowca o białych kwiatach i mikołajka olbrzymiego oraz najnowsze nabytki, które przyszły królewską pocztą: dwie odmiany groszku pachnącego, dwie maczka kalifornijskiego, jeden goździk i jeden mak... Nie licząc papryki, 19 kwiatków, juupiii! Ale będzie kolorowo!

Jak widać, znaczę swój szlak wakacyjny pustymi torebkami nasiennymi