Sobota to był jeden z tych paru dni w roku, kiedy robię wszystko. Podlałam ogród, umyłam szklarnię (przy okazji podlałam siebie), posprzątałam chałupę, zrobiłam obiad, przesadziłam domowe, zrobiłam sałatkę i zakupy zwertykulowałam grabiami trawnik. To jest genialna gimnastyka, WSZYSTKO mnie boli.
M. pomógł z nową rabatą, która jest przedłużeniem/uzupełnieniem zaczętej różano-pachnącej. Oraz potencjalną miejscówką dla dalii. Ja tylko dopieściłam kształt obrysu. Mam też postanowienie na ten sezon, a może i następne: ŻADNYCH nowych rabat.
Ale, o dziwo, mam ochotę na nową różę.
Nowe ciemierniki w większości trafiły przed wejście. O tej porze roku tylko one tu kwitną