Kasia i
Asia mają rację - uczula białko w ślinie

Uczulenie na sierść to spory skrót myślowy, ale w sumie logiczny - tak jak skrót myślowy "uczulenie na kota"
TARcia - jak skończyłam 30kę zamarzył mi się kot

Akurat u rodziców były półroczne podrzucone kociaki, tata przyniósł mi jednego w prezencie - po pół godzinie zabawy z onym byłam spuchnięta i załzawiona. Jako dziecko takich objawów nie miałam. Do tematu "posiadania" kota wróciłam 10 lat później. To był czas "main coonów" - pojechaliśmy do hodowli. Kotów było dwadzieścia albo i lepiej. Pierwsza godzina - luzik. Druga ciut gorzej, wyszłam spuchnięta i załzawiona. Poszłam do alergologa, zrobić testy. Wyszyły plusowe. Pamiętam, że powiedział, że nie poleca odczulania "na kota" bo to procedura długa, kosztowna i bez gwarancji sukcesu. Przypominam sobie, że powiedział, że jeżeli zdecyduję się wyjść ponownie za mąż, a wybrańcem będzie weterynarz - spec od kotów - to wtedy mam się zgłosić na odczulanie
Żaden weterynarz się na mojej drodze nie pojawił, ale temat kotów tak.
Jak kupiliśmy działkę. Koty nas otaczały i zaczęły dominować. Z uwagi na stwierdzoną moją alergię pilnowaliśmy, żeby kociaki do domu nie właziły. Udało się. Potem została nam tylko Sfochowana, którą pewnego dnia trzeba było przetrzymać w domu po przebudzeniu ze znieczulenia u weta. Pamiętam, że było ciepło, okna pootwierane, a ja puchłam. Później Sfochowana zaczęła być wpuszczana do domu, na chwilę, na godzinę, na dwie... Teraz w zimie, spędza w domu 3/4 doby. Ja daję radę

To najważniejsze - czy nazwę to odczuleniem czy przyzwyczajeniem - nie ma dla mnie większego znaczenia
Kota jednak staram się nie dotykać albo przynajmniej pamiętać, żeby po głaskaniu dobrze umyć ręce

Kontakt z kocią sierścią (nasączoną wiadomymi białkami

) a później przetarcie oka - nic fajnego
Alicja - koty są magiczne

Ludźmi niewątpliwie rządzą

Psami też, co Twoja opowieść potwierdza