Widzę, że kocie sprawy są co najmniej tak zajmujące jak ogrodowe
Poczytałam o Waszych przygodach - uśmiałam się, nie będę ukrywać

Historia z flądrami i lufcikiem zdecydowanie na pierwszym miejscu
Koty przynoszą zdobycze z różnych powodów

Trochę o tym próbowałam czytać, żeby dowiedzieć się, czy da się tego uniknąć - wychodzi na to, że się nie da - koty nas kochają i obdarowują, ewentualnie próbują uświadomić
Sfochowana często myszy nosi bo pole uprawne prawie za miedzą
Nie wydaje dźwięków, bo ona raczej niemowa - dopiero od jakiegoś czasu próbuje miauczeć i gadać, ale ma z tym problemy, dźwięki, które wydaje bardziej przypominają młodego prosiaka
Jak niesie mysz to widać z daleka - ona wtedy nie idzie, a kroczy

Jak koń na paradzie
Z reguły pomaga wtedy hasło "za płot" i grzeczny kotek oddala się tamże, żeby myszkę skonsumować
Ta ostatnia akcja to chyba częściowo nasza wina.
Od kiedy kot się w 75 procentach udomowił a ja przestałam puchnąć i łzawić na skutek przebywania z kotem w jednym pomieszczeniu próbujemy ją zachęcić do jakiejś aktywności. Zająć jej czas, bo podobno kot nie może się nudzić. Jest trudno bo ona już jako kociak była inna - nie bawiła się z braciakami, nie tłukła, unikała tego jak ognia. Jako dorosła kotka (będzie miała 8 lat) też nie przejawia chęci do zabawy. Żadne piórka, żadne kulki jej nie interesują.
Ostatnio, zupełnie przypadkowo okazało się, że zainteresowanie Sfochowanej budzi korek od wina
Zajarała się tymże korkiem strasznie

Biega za nim, łapie, przytrzymuje, podrzuca - czyli robi toczka w toczkę to co kotki robią z myszkami ucząc kocięta polowań - co miałam okazję zaobserwować w czasach kiedy kocięta były u nas na porządku dziennym
Obstawiam, że Sfochowana uznała, że skoro zabawy z koreczkiem są dla nas frajdą (bo korków na podłodze jest już sztuk kilka

) to ona nam pokaże prawdziwą zabaweczkę, a nie jakiś tombak - stąd pomysł wniesienia myszki do domu
No to się rozpisałam

Niech koci behawioryści czerpią garściami