Proszę Patrycjo, to jest to co skopiowałam z porad TOSZKI na temat Rhododendronów.
Woda do podlewania jest nierzadko kluczowa - kilka tygodni temu pomagałam wymieniać podłoże pod rodkami sadzonymi niespełna rok temu. Woda z nawadniania/podlewania była ze studni... ph 7,7. A nad studnią sosnowy las i ziemia kwaśna ph5. W efekcie rodki miały w podłożu (spore monolityczne nasadzenie) 7,2. W niespełna rok!
Wytłumaczę jeszcze raz dlaczego problemy mają młode rodki, a stare, duże bez opieki dają sobie radę. Otóż sekret tkwi w mikoryzie. Dla przypomnienia formułka: Mikoryza to występowanie tkanek grzyba w korzeniach niektórych (prawdopodobnie większości) gatunków roślin, będące formą symbiozy.
Tu mamy do czynienia z wysoce wyspecjalizowaną grzybnią "żyjącą" w kwaśnym podłożu. To owa mikoryza "karmi" rodka, który zyje z nią w symbiozie... a sprowadza się to do tego, że mikoryza otrzymuje od rośliny węglowodany, w zamian dostarcza wodę, składniki mineralne oraz witaminy i regulatory wzrostu.
(oczywiście tłumaczę po babsku, bez używania mądrych słów, jesli ktoś będzie miał niedosyt, to mogę i mądrze, ale czy przez to bardziej zrozumiale?..
i tak po wtręcie przechodzę dalej w tłumaczeniu
Aby to osiągnąć musimy zapewnić idealne warunki do rozwoju grzybni mikoryzowej w podłożu. W idealnych warunkach (ph 4-5 i stała wilgotność) owa grzybnia w kilka lat zasiedla podłoże i dopiero wtedy roślina może zdrowo rosnąć.
I to jest sedno problemu.
Moje rodki i azalie miały rok wcześniej przygotowane stanowisko (wokół ph 8,5-9, ziemia ciężka, gliniasta, mineralna), które leżakowało, układało się i "zagrzybiało". Dopiero po roku sadziłam rośliny. Dodam tylko, że owo podłoże pachnie lasem i grzybnią.
NICZYM chemicznym, sztucznym nie nawożę, bo to zabija grzybnię i rodka wrażliwych na zasolenie, czyli przenawożenie.
Ściółkuję regularnie igłami sosnowymi, liśćmi zwłaszcza dębowymi, rozkładam 6-cio miesięczne "pączki" końskie, a jeśli jest brak żelaza to wierzchnią warstwę ziemi mieszam z suszoną hemoglobiną (suszona krew). Pewnie ostatni punkt was zszokuje, ale to nie jest mój wynalazek, a stara ogrodnicza metoda, obecnie zapomniana, a szkoda, bo najzdrowsza i bardzo skuteczna na lata.
Toszka, właśnie w związku z Twoim zalataniem na wątkach i rozchwytywaniem, proszę tu o odpowiedź, bo na moim pytanie przepadło. W moim ogrodzie panuje wysokie pH (8 i wyżej) Czy siarczanu amonu mogę użyć do zakwaszenia ziemi w miejscach, gdzie mam różaneczniki i rośliny kwaśnolube? Mam tego trochę, dostałam do randapu, nie wykorzystałam.
Przy tak wysokim ph (czy to wcześniej były ziemie uprawne, rolnicze?) to się siarkuje.
Z rododendronami jest bardziej skomplikowana sprawa. Lanie siarczanem amonu to jak z podawaniem suplementów przy złej diecie. A rodki są bardzo wrażliwe na zasolenie (przenawożenie), bo ich funkcjonowanie uzależnione jest od prawidłowo działającej symbiozy z florą i fauną bakteryjną podłoża, tzw. mikoryzą, która to właśnie odpowiada i tworzy "kwaśne" ph i odżywia poprzez korzenie cały krzak. Jeśli podłoże prawidłowo żyje, bez zakłóceń to w praktyce rh jest bezobsługowy i (jak to Mała Mi mówi -) głupooporny.
Najważniejszym czynnikiem przy przygotowywaniu stanowiska dla rh jest gleba macierzysta (typ i ph). Przy tak wysokim ph trzeba starannie przygotować nie dołek, a całą przestrzeń pod nasadzenie. Inaczej to nie ma sensu, bo podsiąk (właściwości kapilarne gleby) już w ciągu kilku miesięcy podniesie ph do macierzystego.
Tak więc lanie wszelkiej chemii w korzenie i na krzak (dolistnie) to w praktyce przedłużanie i maskowanie agonii.
Siarczan amonu można uzywać w marcu (przed ruszeniem wegetacji) pod ogrodowe hortki, borówkę amerykańską.
A rodkom lepiej starannie przygotować sporych rozmiarów stanowisko z bogatą, organiczną sciółką (liście, igliwie, kompost, obornik)
Beatko, problem z obserwacją rh jest taki, że długo nie dają objawów. Najszybciej można jedynie zauważyć po młodych przyrostach. Dorosłe liście długo stawiają opór. Kwitnienie lub jego brak zazwyczaj nie ma nic wspólnego z kondycją krzewu. Wiele roślin w fazie nawet agonii intensywnie bierze się za kwitnienie, owocowanie i tym samym wytwarzaniem nasion, bo te gwarantują przetrwanie gatunku.
Wysokie ph moze być wynikiem zanieczyszczeń pobudowlanych.
A wodę macie ze studni czy wodociągi? Bo warto znać ph wody do podlewania.
Ja używam żelaza, potasu, fosforu i magnezu w naturalnej postaci - suszonej hemoglobinie (krwi) to stary ogrodniczy sposób mocno zapomniany w dobie łatwo dostępnej chemii. Starych miałam nauczycieli, sama jestem stara i stara metoda przetrwała
Proponuję siarkę granulowaną też zakupić (z 5kilo przynajmniej), bo jej rozkład jest długotrwały, ok. 5 lat. Siarka pylista szybciej "działa". Z chemii na szybkie działanie może chelat żelaza i magnez (na doraźne w zapasie użycie).
A na podłoże szukaj w okolicy szkółki konnej, lub hodowcy/właściciela. Pryzmy nierzadko z daleka widać
Na samym dole będzie już przekompostowana frakcja
Liście dębowe, klonowe (bez bukowych), igliwie suche. Kora najlepiej przekompostowana, drobna, ciemnobrązowa. Możesz trochę kwaśnego torfu (przy twoich deszczach)dodać, ale niewiele. Natomiast możesz namoczyć ten torf w deszczówce i po tygodniu wypłukaną, kwaśną wodą sowicie podlać.
Wszystkie dobra z siarką (jeśli jest hemoglobina to i z nią), z zakwasem żytnim. Mieszasz i wrzucasz do uprzednio pogłębionego dołu. Przekopujesz. Bryłę korzeniową można lekko obrać z ziemi (zwłaszcza sþód, ale nie wypłukuj, bo zniszczysz mikoryzę) i kładziesz rododendronowy "naleśnik" korzeniowy. Przy takiej przepuszczalności proponuję lekko poniżej poziomu.
Podlewasz torfową wodą z roztworem zakwasu. Ściółkujesz igliwiem i liśćmi.
Amen
Miro - pod rodki bardzo ważne są liście i igliwie. Siarka granulowana kupiona była w sklepie dla rolników - wór 25kg. Zadaniem siarki jest powolne zakwaszanie na przyszłość. W ziemi pomału rozkłada się po roku do 5 lat. Zazwyczaj w momencie sadzenia używamy kwaśnego podłoża (dlatego polecam zakupić na start kilka worków podłoża pod borówki lub rodki). W skład tego podłoża wchodzi torf wysoki=kwaśny. Niestety po roku już nie jest kwaśny, a wypłukany. Taka natura kwaśnego torfu. I w tym momencie akurat siarka przejmuje zadanie zakwaszenia. Po kilku latach przy dobrze przygotowanym podłożu funkcję zakwaszania przejmuje mikoryza. Pozostaje tylko ściółkowanie liśćmi, igliwiem, kawą. Raz na 3 lata rozłożenie min.6-cio miesięcznych końskich bobków (bez słomy).
Przy bardzo wysokim ph (np.7,5) macierzystej gleby dół musi być odpowiednio szeroki, tak by zminimalizować podsiąk z gleby do ściółki rodka. Wtedy ważne jest pilotowanie ph i w razie czego co np.4-5 lat przemieszanie siarki z wierzchnią warstwą w celu utrzymania ph. Nie lejemy żadnej wody z kapusty i ogórków kiszonych (czasami czytam o takich praktykach), bo ta woda zawiera przecież sól!
Nie jest to skomplikowana procedura. W praktyce chodzi głównie o to by utrzymać przy życiu grzybnię/mikoryzę, która to "karmi" wszelkie kwaśnoluby. Na glebach leśnych jest to proste zadanie. Na ziemiach pouprawnych trzeba się wysilić.
siarczan żelaza dajesz tylko awaryjnie. Na zaś nie ma potrzeby. Swoim rodkom, jeśli widzę oznaki na liściach zapodaję suszoną hemoglobinę
z proporcjami wyliczonymi to ja mam problem. To zupełnie jak z gotowaniem
Z rodkami trzeba ostrożnie aby nie przedobrzyć. Igliwie, liście przekompostowany obornik to próchnica. Tu dużo. Hemoglobiny sypię ok. 4-5 łyżek wokół krzaka. Mieszam delikatnie z wierzchnią warstwą. Kawa (fusy) w ilościach sporych. Joasiu, wiem, ze u ciebie mozna z palarni kawy dostać łupiny kawowe, które przy okazji odstraszają opuchlaki. To wszystko są produkty naturalne. Tu nie ma ryzyka przedobrzenia
Siarka a siarczan żelaza to dwie rózne rzeczy. Pod rodki można używać chelat żelaza, a nie siarczan. Siarczan żelaza zostaw sobie na mech w trawniku, a nie pod rodki.
Chelat żelaza z powodzeniem zastępuje hemoglobina, która przy okazji bogata jest w inne, łatwo przyswajalne składniki choć by takie jak magnez. Hemoglobiny nie przedawkujesz. Chelat tak.
Wszystko jasne?
Kasiu, wychodzę z założenia, ze moze i naturalne składniki trudniej dostać, ale nie ma ryzyka przedawkowania i potrzeby wyliczeń męsko-aptekarskich
Elu, podstawowy krok to zbadanie ph swojej ziemi lub miejsca w którym chcesz sadzić i określenie typu ziemi. Często podając skład mikstury takie informacje "niechcący" wyciągam od właściciela wątku, który nawet tego nie jest świadom
Jednak te informacje determinują przygotowanie stanowiska - na glebach ciężkich trzeba przygotować spory, szeroki dołek i sadzić na leciutkiej górce (by woda nie stagnowała). Na glebach piaszczystych nie ma to znaczenia, aczkolwiek niewielki dodatek gliny pomaga utrzymać wilgoć.
Cała "filozofia dołka" polega na tym, że szykując go musimy myśleć o stanowisku dla unikalnej mikoryzy (grzybni żyjącej w symbiozie z kwasolubnymi), a nie o roślinie jako takiej. Uprawiając mikoryzę przy okazji mamy zdrowego rodka Na terenach leśnych lub świeżo "poleśnych" jest to proste, bo zazwyczaj w glebie już jest mikoryza. Sztuką jest natomiast, wyhodowanie jej sobie na terenach pouprawowych lub ogrodowych.
Zasada jest taka, że stanowisko powinno być w miarę szerokie, a nie mały dołek, bo ciężko jest utrzymać odpowiednie ph. Dlatego najlepiej jest sadzić w grupach, nie pojedynczo.
Jesli jest wysokie ph od 7,5 w wzwyż to trzeba cały dołek przygotować od podstaw. Czyli ująć ponad połowę ziemi. Dać siarki granulowanej, przekopać głęboko. Potem zbieramy ściółkę (nie torf! bo ten po roku juz nie będzie kwaśny, a są problemy kiedy przesuszymy, np.zimą). Mniej więcej w równych proporcjach potrzeba igliwia, suchych lisci, najlepiej dębowych (bez bukowych bo te są mocno zasadowe!), przekompostowany obornik koński, Przekompostowana kora, kompost, mączka bazaltowa w sporej ilości, hemoglobina (na start 3-4 łyżki) i do tego trochę siarki. Dokładnie przemieszane i zmieszane z ziemią z dołka. Dobrze jest dodać worek, dwa ściółki z lasu iglastego, ew.dębowego, która zawiera mikoryzę. To jako szczepionka. A najlepiej by było zdobyć od zaprzyjaźnionego ogrodnika z pół worka ściółki spod starszego, zdrowego rodka. Tam na 100% będzie mikoryza. Tak przygotowane stanowisko powinno poleżakować min. z 6 miesięcy do roku. Chodzi o to, aby podłoże uleżakowało się, osiadło i zaczęło pracować zasiedlając stanowisko mikoryzą, która to żyje w symbiozie i karmi wszelkie kwasoluby.
Ale jeśli ogrodnik jest bardzo niecierpliwy to potrzebujemy gotowego podłoża pod rodki lub borówkę amerykańską, po 1-2 worki pod krzak. Czym worki w sklepie starsze tym lepiej - lepiej przemacerowane
Sadzenie
Najpierw doniczkę moczymy w deszczówce! ok pół godziny. Wyjmujemy bryłę korzeniową i czym bardziej korzenie przerośnięte, tym bardziej je rozrywamy (czasami trzeba naciąć z 4 stron), wydłubujemy ile się da torfu (i nawóz), a korzenie rozkładamy na boki w Rhododendrons-growing and planting (zobacz, że w bryle korzeniowej wcale nie ma torfu! You tube)
Podłoże z worka wsypujemy w miejsce sadzenia,mieszamy z resztą i sadzimy krzaczek. Nie za głęboko.Lepiej nawet ciut wyżej, aby szyjka korzeniowa była lekko nad poziomem. Ściółkujemy igliwiem i dębowymi liśćmi.
To jest procedura przygotowania podłoża na start dla mikoryzy, która po ok. 5 latach powinna juz samodzielnie działać, pod warunkiem utrzymania stałej wilgotności (nie zalewania!). Ściółkowanie liśćmi, igliwiem i korą będzie uzupełniać braki próchnicy.
Ponieważ hemoglobina nie została dodana do podłoża na etapie zakładania rabaty, to teraz pod każdego rodka daj 3-4 łyżki hemoglobiny i przemieszaj z ziemia po obrębie, i ciut dalej systemu korzeniowego.
Tak samo możesz dać pod róże i inne rośliny. Traktuj hemoglobinę jak nawóz stosowany co 3-5 lat.
Tak, po wierzchu trzeba obsypać, a wokół na 6-10cm obsypać szeroko korzenie. Robimy to gdy temperatury będą stałe na poziomie -5. Jeśli wcześniej się to zrobi to roślina nie wejdzie w stan spoczynku. Rodki obsypujemy podobnie. Jak ziemia rozmrozi się wiosną, czyli marzec/kwiecień, ściółkę koniecznie rozgarniamy i usuwamy.
____________________
Kasia