Pomidory w tarapatach: Kiedy ziemia staje się wrogiem
Kiedyś myślałam, że wybór ziemi do wysiewu i pikowania pomidorów to bułka z masłem. Kierowałam się jeszcze do niedawna tylko ogólnymi wskazówkami przeczytanymi/zasłyszanymi w jakiś krótkich poradnikach. Wystarczyło kupić coś
lekkiego, nieprzemoczonego i dedykowanego do warzyw (a nie te uniwersalne do kwiatów doniczkowych z powodu za dużej ilości nawozu). Prosta lista, prawda? Jak trafiłam na dwóch dobrych producentów ziemi tak tylko je kupowałam, nie testując już kolejnych.
W tym roku postanowiłam przebudzić się z letargu i zgłębić temat o tym jak wiele czynników wpływa na to by rozsady by mogły rozwinąć skrzydła (a raczej liścienie i liście). Decydując się na gotowe podłoża trzeba być czujnym niczym sokół i sprawdzić
datę produkcji – stare zapasy mogą mieć niefortunne niespodzianki w postaci toksycznych substancji, które powstały podczas długotrwałego składowania. Nawozy używane do podłoży przeważnie mają w składzie mocznik, który hydrolizuje w środowisku wilgotnym wydzielając amoniak. Wysycenie podłoża amoniakiem podnosi pH (nie wszystkie rozsady to zniosą, bo za problemy z nie przyswajaniem fosforu może odpowiadać m.in. nieoptymalne pH), a dodatkowo amoniak uszkadza młode korzenie. Niektóre gotowe podłoża mogą być
zasolone lub za ciężkie, nieprzesiąkalne, o złych stosunkach powietrznych. Wielu sprzedawców (nie producentów) trzyma takie worki złożone na paletach nie osłoniętych od deszczu i mocnego słońca. Nic więc dziwnego, że potem mamy inwazję ziemiórek czy walczymy z pojawiającą się pleśnią czy chorobami odglebowymi po przyniesieniu worka do domu. Myślimy, że to my nie mamy “zielonych rączek” czy umiejętności do uprawy rozsad, a to często przegrana sprawa od początku.
Moje zeszłoroczne podłoże miało tylko 18 miesięcy przydatności, zazwyczaj jest to koło roku. Pozostała z zeszłego roku niewykorzystana resztka trafiła do tunelu do wymieszania z tamtejszym podłożem i do pikowania ostnicy
Ponytails, bo nie chciałam ryzykować utratą cennych odmian pomidorów. Kupiłam w styczniu czy lutym nowy worek ziemi
Aura. Dotarł z datą produkcji listopad 2024 r. Zamawiałam online jak zwykle u tego samego sprzedawcy, który
przechowuje worki w prawidłowy sposób (na płasko, pod zadaszeniem), jednak się machnęłam i zamiast zamówić worek do wysiewu (
drobniejsza frakcja, dawka nawozu 0,6 kg/m3) zamówiłam ten do pikowania (troszkę grubsza frakcja, dawka nawozu 1,2 kg/m3).

Początkowo nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Dopiero zaczytując się na innym forum w wątek o produkcji rozsady dowiedziałam się, że
zbyt duża ilość nawozu na start może przeszkodzić w kiełkowaniu i pierwszej fazie wzrostu. Bardzo obrazujący był tam przykład przygotowywania mizerii - solimy pokrojone w plasterki ogórki by puściły wodę. Odwracając sytuację - nasionko pomidorka do skiełkowania potrzebuje wody. Jeśli znajdzie się ono otoczone zasoloną ziemią ze zbyt dużą ilością nawozu to będzie mieć utrudnione zadanie do zrealizowania. Dlatego w pierwszej kolejności postanowiłam dokupić mały woreczek ziemi z max. ilością nawozu 0,6 kg/m3. Objechałam 5 różnych sklepów - małe ogrodnicze, duży budowlany z działem ogród. Ziemia była albo źle przechowywana albo trafiali się tacy producenci, którzy nie podawali w ogóle na opakowaniu dawki nawozu startowego. Zrezygnowana wróciłam do domu i postanowiłam wybrać
podkiełkowanie nasion na wacikach w przeciwieństwie do zeszłego roku, gdzie wysiewałam je wprost do ziemi.
____________________
Patrycja. Tworzę ogród bylinowo-trawiasty
Nowoczesny, długi, wąski, różowo-biały (okolice Lublina), a także mam
Pomidorowy Zawrót Głowy.