ciapie ................
ciapie od samego rana ... w tej jakże uroczej okoliczności przyrody odkryłam nową metodę ustalanie menu ...
ciapie

... jest szaro ... zimno i w kieleckim więc wieje ... stoję nad owalem na kuchence ... w owalu pyrkoli się wywar ... doszłam do magicznej chwili gdy decyzja konieczna ... ale ciapie ... koncepcji brak ...
pączka bym zjadła ... Adamo będzie wracał trasą przy mojej ulubionej cukierni ... to dzwonie ... minął ... hmmm

... i w tym momencie mała piłeczka odija się od lewej skroni

... neuron wybucha niczym etna w dobrych lach i do wywaru trafia fasolka szparagowa

... nie muszę dodawać, że małż nie przepada ... no akurat była ...
dziecko ... mam jeszcze dziecko ... ona też wraca a w każdym razie może tamtędy wracać

... dzwonie .... .... .... nie może ... ehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh ... ciapie ... trudno ciapie nie ciapie poświęcam mokasynki i do wywaru trafia ... brukselka ... tok koncepcyjny jak powyżej ...
przy warzywniaku kupiłam pączki ...
zupa całkiem dobra ...
ich dwoje wróciło ... każde z pączkami z Sołtyków ...
i kto teraz musi nadrabiać naleśnikami