z głębokiego poczucia obowiązku

chyba powinnam zaktualizować stan ugoru ..., który zdradza skłonności do stania się ogrodem ...

choć przed nami droga jeszcze długa ... niniejszym początek jest
zacznę od przedogródka ... frontem zwanego ...
trawnik rozwija się w dobrym kierunku ... to zacnie z jego strony bo to coś na czym rośnie do ziemi ma daleko ... o sprzyjających warunkach też trudno mówić

... sypanie zeolitem w przyszłym roku pewne ...
z obu stron trawniczka wyłaniają się rabaty ...
"brzozowa" wciąż z brakami ... za to to co jest postanowiło rosnąć

... (naparstnica z doniczki szczęśliwie wsadzona ... gdybałam pół dnia ... na ogrodniczkowaniu też bym nie zbiła fortuny

) ...
patrząc od płotu: miskant Malapantus czy melepantus jakoś tak ... jeżówki od lenijki ... róże okrywowe the fairy ... dalej w rzędzie plecy z tujki (cięta będzie) pod hosta Irenki, która u mnie postanowiła być lilipucią odmianą swej gigantycznej rodzicielki



za to tyż

jest piękna

... i hortensja Polar Bear ... neuron od tygodnia zastanawia się czy drugą dosadzić czy zostać przy jednej ... i wciąż nie wiem ... pod nieopodal przysiadła rozplenica ... w okolicy brzozy samotnie sobie tkwi firletka biała ... czeka na buksikowe kulkowisko mające w domniemaniu rosypać się subtelnie na całej rabacie ...
nie śmiem neurona przeciążać drugą wątpliwością ... mianowicie powstała myśl by pas ice dance zastąpić pasem lawendy ... pomieszkując bowiem w czasie weekendów w rezydencji

odkryłam, ze dom na "brzozową" nie rzuca cienia ... jest słoneczna !!! ... prawda jak uprzejmie

...
byłoby tak: lawenda, róża okrywowa w różu, jezówka, miskant i moc trawek pomiędzy z jakimś zbłąkanym kulistym buksikiem ...
???