Agata - o, nie wiedziałam, ze Żydzi tak nazywają nadopiekuńcze matki. Fobia czapkowa to faktycznie polska specyfika.
Aga, nie klimat nie jest lepszy. Jest wilgotny, mocno deszczowy, dość często mocno wieje. Jest mniej mroźnych dni w roku, to na pewno, ale też są.
Może być tak jak pisze Agata. W zasadzie wszystko się zgadza z naszą rzeczywistością: w domu raczej chłodno, w nocy całkiem chłodno, latanie na dworze bez nadmiaru ubrań. W w-wie też nie mieliśmy przesadnie ciepło w domu, ale w bloku nawet przy zakręconych kaloryferach i częstym wietrzeniu było cieplej. I nie było różnicy noc-dzień.
Ale myślę też że w szkołach i przedszkolach nie ma tylu chorych dzieci, co być może wynika z tego że w ogóle dzieci tutaj mniej chorują. W naszym warszawskim przedszkolu zawsze ktoś charczał i smarkał, co było słychać już po wejściu do szatni. No i słynne sceny z podawaniem syropu w szatni

Tutaj panie przedszkolanki twierdzą, że "ach jesień, dzieci zakatarzone", ale ja tych katarów jakoś nie widzę. Rzadko słychać, żeby któreś zakaszlało. Może dzieci nie przychodzą chore, bo w ogóle mniej chorują, a może rodzice ich nie przyprowadzają, bo wiedzą, ze panie i tak dziecka nie przyjmą? Nie wiem.
Ale wiem, że jak w Polsce była któraś tam kolejna grypa ptasia albo świńska, już nie pamiętam, i panie przedszkolanki restrykcyjnie nie przyjmowały chorych dzieci, kazały zasłaniać usta łokciem przy kaszlu oraz ciągle myć ręce, to moje dzieci całą jesień chodziły do przedszkola i nie chorowały.
Kolejna rzecz to ilość czasu spędzanego na dworze. Nie wspomnę nawet o różnicy wynikającej z tego, że teraz mają ogród i łąkę, więc po szkole są więcej na dworze, ale również w szkole i przedszkolu więcej się wychodzi. W przedszkolu nie tylko przy pięknej pogodzie, ale zawsze o ile nie pada, w szkole tak samo - na każdej długiej przerwie. Można się domyślać, jak starannie dzieci zapinają się wtedy pod szyję

, ale to im jakoś zupełnie nie szkodzi.