Gosiu, też robiłam syrop z sosny.
Na początku maja zbieraliśmy nowe przyrosty, raczej te krótsze, ale mój tata z lenistwa i żeby szybciej zbierał tez te długie. W domu każdy lekko oczyściłam z takiego brązowego i od razu do słoika, każdą warstwę zasypałam cukrem i tak cały duży słoik (mi wyszło trochę więcej niż anabel).
Zakręcasz słoik i stawiasz w słonecznym miejscu, co kilka dni potrząsasz. W połowie czerwca zlewasz przez gazę do buteleczek. To co zostanie z takimi farfoclami zlewasz do oddzielnej butelki, dolewasz tyle samo wódki i masz +18 do herbaty na przeziębienia. Wszystko stało sobie w ciemnym w piwnicy. Można chwilę pasteryzować, ale ja nic nie robiłam. Wypiliśmy już w czwórkę małą buteleczkę ok.0,2, herbatki +18 nie trzeba było nawet podawać, żadnych innych syropów nie stosowaliśmy. Jedną butelkę oddałam mojej siostrze, bo bardzo choruje na coś innego i złapało ją przeziębienie i nic innego oprócz swoich leków nie mogła brać tylko to. Jedyny minus to zabrudzone i poklejone ręce od czyszczenia pędów.
Wiosną zrobię u siebie relację

Pozdrawiam