Viola, napiszę ci z mojego doświadczenia z właśnie taką glebą... uprzedzam tylko, abyś w trakcie czytania nie popadała w panikę, ani nie zalała się łzami, bo jest na to rada, ale wymagająca drastycznych, męskich kroków i... co tu dużo gadać , ciężkiej pracy i nakładu finansowego (ale w granicach zdrowego rozsądku) - jedynym rozwiązaniem jest poprawienie struktury, właściwości kapilarnych (tak po babsku to oznacza "krwiobieg" ziemi) i żyzności. Z tego co opisujesz to zlewowa, mineralna, wyzbyta materii organicznej, ciężka, nieprzepuszczalna gleba z aktualnie gnilnym procesem... co oznacza duże stężenie gnilnych, niepożądanych bakterii stanowiących zagrożenie patogenami chorobotwórczymi. W dalszej perspektywie oznacza to wieczne problemy z wypadaniem roślin i ich chorowanie... proces obumierania może trwać kilka lat...
Kopanie dołków pod rośliny w takiej glebie i uzupełnianie jej inną to nic innego jak tworzenie "studzienek" zalegającej, gnijącej wody.
Mieliśmy podobny problem + niedrożny, z powodu zawalonych mostków rów melioracyjny wypełniony po brzegi wodą, a co się z tym wiązało w piwnicy, po większym deszczu wody po kolana... Mąż "zajął" się pokonaniem biurokracji związanej z rowem. Po roku "upierdliwości" w gminie zakończonej sukcesem

Wyszukałam piaszczystej, lekkiej ziemi i zamówiłam 6 wywrotek, do tego mączka bazaltowa (na 100m ok. 100kg) i obornik... Duuuuużo obornika

Do tego doszły dwie wywrotki grubego piachu. Od "dobrej duszy" dostałam kubełek dżdżownic kalifornijskich, które zamieszkały w kompostownikach. wtedy jeszcze nie miałam własnego kompostu w pożądanej ilości. Ideałem by było dodanie kompostu.
Ziemia została przekopana z zakupioną +obornik+ dodatkowo piach (ok 6-7 taczek na 30-50metrów kwadratowych). Wszystko przekopałam na głębokość szpadla. Po czym ponownie przekopałam jeszcze widłami amerykańskimi (do tej pory kocham je bezgranicznie

)ponieważ samym szpadlem trudno uzyskać doskonałe przemieszanie warstw. Można to zrobić glebogryzałką... jeśli się ma

. W efekcie podnieśliśmy poziom ogrodu o ponad 20cm (do 50...). Dodatkowo zrobione mam podwyższone rabaty. Teraz tylko uzupełniam glebę humusowym (dżdżownicowym) kompostem bogatym w pozytywne organizmy.
Efekt tych prac jest taki, że po pierwsze woda nie zalega po deszczu, ziemia jest pulchna (aczkolwiek, z ręką na sercu jeszcze z nią pracuję), a rośliny rosną jak na drożdżach
teraz jest czas by takie prace wykonać, nawet ze świeżym obornikiem. Przez zimę ziemia się uleży, obornik rozłoży i na wiosnę ruszysz z ogrodem bez obaw o życie i zdrowie roślin.
Mysle, ze obecność w okolicy dużej ilości brzóz wskazywać może na tendencje zalewowe twoich okolic. Może trzeba by pomyśleć nad melioracją (odwodnieniem) ogrodu, aczkolwiek podniesienie poziomu ziemi może okazać się świetną profilaktyką. Wiesz coś o historii waszej działki? Była zalewana? Stała na niej czasami woda? Była to uprawiana ziemia, czy tylko łąka?