Czy ktoś się mnie pytał ostatnio jaką książkę teraz czytam?
Dowiaduję się bardzo ciekawych rzeczy z "The well-tempered garden" Christophera Lloyda. Np.:
- magnolii nie tnie się nie dlatego, że im to szkodzi, tylko dlatego, że wypuszczają dużo świeżych, niezdrewniałych pędów, które zakwitną dopiero po kilku latach;
- jak się wymienia róże, to należy wymienić całą ziemię, w której rosły, bo często jest w niej jakiś wirus, który powoduje "zmniejszenie wigoru" (i - o ile dobrze zrozumiałam - większą podatność na typowe choroby róż, jak plamistość czy mączniak); zdaje się, że podatność na ten wirus nie zależy od odmiany róży, tylko od podkładki; wirus jest o tyle niebezpieczny, że można wykopać całkiem zdrową roślinę, wymienić ją na inną, i ta inna zachoruje. podobno dlatego początkujący różomaniacy mają często większe sukcesy w uprawie róż niż doświadczeni - po prostu mają jeszcze zdrową ziemię. To by wyjaśniało to co napisała Kasia: ta sama róża z dwóch różnych szkółek może się zupełnie inaczej zachowywać.
(całkiem dużo napisałam, jak na osobę, która nawet pół krzaczka róży w swoim życiu nie posadziła

)
A ten kawałek postaram się jak najdokładniej przetłumaczyć, żebyście mogły docenić jego piękno:
"Mój ojciec, wielbiciel cisów, robił notatki ze swoich eksperymentów i stwierdził, że najlepsze wyniki otrzymał z 30-centymetrowych sadzonek. W ciągu 9 lat dogoniły sadzonki 90-centymetrowe. Sadzonki cisa wielkości 30-90 cm, posadzone w dobrej ziemi i mocno cięte, w ciągu 30 lat utworzą dojrzały, 6-metrowy okaz, nieodróżnialny od dużo starszych egzemplarzy".
To był wywód dowodzący, że cisy wcale tak wolno nie rosną - gdyby ktoś nie załapał.
Biorąc pod uwagę, że ja sadziłam cisy ok. 100 cm wysokości, powinnam otrzymać porządny żywopłot już za jakieś 20 lat, prawda? Hurra!

