Muszelka
15:16, 18 sty 2024

Dołączył: 16 mar 2016
Posty: 4846
Moja córka w czasach studenckich odziedziczyła kota po koleżance (koleżanka ciężko zachorowała na raka i przed śmiercią poprosiła ją o zaopiekowanie się Ryszardem).
Rysiu był wtedy typowym kotem niewychodzącym z mieszkania.
Kiedy zamieszkała w swoim domu z ogrodem, to zaczęła stopniowo wyprowadzać Rysia na taras, potem na smyczy przebywał w ogrodzie...
Aż pewnego dnia, z duszą na ramieniu, odpięła smycz...
W chwili obecnej Ryszard sam staje przed oknem tarasowym i czeka na wypuszczenie go na zewnątrz.
Biega godzinę, dwie po okolicznych łąkach i przeszczęśliwy wraca do domu. Często z łupem w pyszczku...
Rysiu był wtedy typowym kotem niewychodzącym z mieszkania.
Kiedy zamieszkała w swoim domu z ogrodem, to zaczęła stopniowo wyprowadzać Rysia na taras, potem na smyczy przebywał w ogrodzie...
Aż pewnego dnia, z duszą na ramieniu, odpięła smycz...
W chwili obecnej Ryszard sam staje przed oknem tarasowym i czeka na wypuszczenie go na zewnątrz.
Biega godzinę, dwie po okolicznych łąkach i przeszczęśliwy wraca do domu. Często z łupem w pyszczku...
