Ania takiej piły jeszcze się nie dorobiłam. Gałęzie których z ziemi nie dosięgłam, cięłam z drabiny lisim ogonem. Dopiero potem uruchomiłam piłę spalinową i sekator.
Przebiśniegi kwitną, to wiosna jest.
Z porządkami się tak bardzo nie spieszę. U mnie zwykle dwutygodniowe opóźnienie pogodowe, więc czas jeszcze jest. Potem spróbuję miskanty wyciąć piłą spalinową, a drobniejsze trawy nożycami akumulatorowymi. Reszta pójdzie pod kosę, a sekatorem będę docinać tylko to, co piłą się nie uda. Liczę, że w jeden dzień wytnę wszystko.
Zuza nie chce mi się tworzyć konstrukcji na suchopłoty i w sumie ich nie potrzebuję. W tym roku zapragnęłam zrębek. Zrobiłam rozeznanie i doszłam do wniosku, że muszę rozdrabniacz kupić spalinowy, bo przy elektrycznym, to lato by mnie zastało. Na razie spróbuję wypożyczyć, bo to dość kosztowna zachcianka.
Dziewanny może i u mnie zechcą się wysiewać. Bronić im nie będę.
Monia trochę tego było. Większość udało się już sprzątnąć, choć nie pocięłam wszystkiego. Widoczki mam nadzieję, że uda się Wam pokazać w tym roku osobiście.
Ula niestety tego sprzętu jeszcze nie nabyłam. Ale mam w planach.
Molinie u mnie też leżą co roku, ale nie mam potrzeby przycinać jesienią. Po co sobie pracy dokładać. Przyjdzie czas, to sprzątnę i już.
Bergenie też co roku leżą, a ciemierniki to chyba przez mroźne wiatry te liście co rok tak mają zniszczone. Gałązek iglastych niestety nie mam w pobliżu.
Dziewanny na kompoście chyba takiego powera dostały.
Dobrze podsumowane.
Gosia wiem, że żyją, bo pąki zdrowe. Z wycinaniem liści jednak poczekam, aż te zapowiadane mrozy przejdą. Teraz choć suchelce, to jednak dają jakąś ochronę pąkom.
W ostatnią sobotę dalej sprzątałam gałęzie. Wyzbierałam wszystkie drobne, grubsze część pocięłam, a część złożyłam na stertę. Można powiedzieć, że rejon z którego wstawiałam zdjęcia jest uprzątnięty. Jak się zmęczyłam tymi pracami, to zajęłam się grabieniem liści. Pomiędzy siewkami grabów całkiem sporo się ich znalazło, bo wiatr nie wywiewał ich dalej. Wpadłam na pomysł i obsypałam dookoła borówki amerykańskie. Nie pod same krzaki, tylko międzyrzędzia i wokół. Ciekawa jestem czy taka warstwa ok 20-30 cm zahamuje wzrost trawy. I na jak długo.
W domu poczyniłam wysiewy - na parapet i winter sowing na balkon. Już coś zaczyna wychodzić, tylko opisy od wilgoci mi się lekko zamazały i znów będę zgadywać co jest co. W tym roku o tyle lepiej, że tylko jeden pojemnik jest z roślinami zebranymi gdzieś, a reszta z torebeczek.
Pod blokiem zakwitły krokusy i przebiśniegi, a kilka żonkili ma już pąki z prześwitującym kolorkiem. Niestety sucho jak pieprz i dziś dwie godziny spędziłam na podlewaniu. Wodę wzbogaciłam gnojówką bananową na dobry start dla cebulowych.
Jak coś będzie widać, to zdam relację z wysiewów.
Na przedwiośniu i zimą widać dobrze ukształtowanie terenu. Z tamtej strony słoneczko wschodzi, więc czasem jest pięknie niebo zabarwione.
Gosia ja rok temu mówiłam, że już nie sieję, bo potem mam kłopot gdzie to posadzić, a i ślimaki mi w tamtym roku z połowę siewek zjadły do zera. Ale w styczniu, lutym już nie mogę się doczekać grzebania w ziemi i coś nasionek rzucę w pojemniki. O dziwo lepiej mi chyba wychodzi winter sowing. Pojemnik owijam folią spożywczą i wystawiam na balkon. Od czasu do czasu odwijam, żeby się przewietrzyło, jak widzę, że ziemia przeschnięta to podlewam delikatnie. Parapetów nie trzeba. Te roślinki po pikowaniu dalej na balkonie są, bez wnoszenia do mieszkania, no chyba że przymrozki zapowiadają.
Madzia brakowało cię.
To chyba do Margo2? Ja nie kupowałam cyklamenów, wprawdzie miałam już w rękach doniczki z takimi małymi cyklamenami w Auchan, ale doczytałam że to cyklamen perski i nie kupiłam.
A teraz czas na trochę fotek, bo mimo zapowiadanego deszczu byłam w sobotę na działce i nawet sporo podziałałam. Z Rzeszowa jak wyjeżdżałam, to wprawdzie padało, ale na miejscu już nie. A ponieważ tego deszczu nie było dużo i długo, to spokojnie dało się pracować, tylko robiło się coraz chłodniej. Nawet musiałam pójść się doubierać, choć zwykle przy pracy w drugą stronę to idzie.