Chwilowo tępo przeglądam gazety (ogrodnicze) i oglądam serial od szwagra.
Cisy u mnie też się sieją, ale na razie są maleńkie.
Gdyby nie choroba, już bym miała mojego iglaka, bo widziałam w szkółce świerki serbskie w przyzwoitej cenie. Nawet myślałam o dwóch, ale chyba lepiej przywieźć jednego, przymierzyć, przemyśleć.
Ino nie wiem, kiedy to nastąpi. Tak długo kaszlałam na mojego M., że teraz on też leży chory.
Dzięki, trzymam się, ale chybotliwie. Dziwna choroba, temperatura skacze jak wariat, przy wysokiej marznę i odczuwam ból wszystkiego, korzystając z chwilowych spadków, robię jedzenie. Dzieci robią zakupy. Partyzantka normalnie.
Świerk serbski uważam za wąski. W razie czego można mu to i owo przyciąć?
Ja też mam nadzieję, chociaż na razie idzie opornie.
W świecie zapachów jestem w prawie całkowitej ciszy, w świecie smaków - w gęstej mgle. To chyba przez ten nos upośledzony?
Wąskie sosny kocham, ale nie wiem, czy tam by nie było za ciemno, sosny jednak śłońcolubne są.
Cis byłby super, o ile dopadnę duży egzemplarz. A to muszę do innej szkółki skoczyć.
Choróbska współczuję. Ja czwarty miesiąc PO a świat smaków nadal gęsta mgła, a świat zapachów - absolutnie nie cisza, ale odwrotność normalności Śmierdzi mi to co innym pachnie, a pachnie to co innym śmierdzi
Ale ja o świerku serbskim chciałam. Przeczytałam. Szybko rośnie - plus. Ale one wieeelki podobno rośnie...
Mi też jeszcze do końca węch nie wrócił. Mało to przyjemne, chociaż i tak niekłopotliwe w porównaniu z rozkojarzeniem i lukach w pamięci. Potrafię kilka razy wracać się do domu, żeby sprawdzić czy np tostera nie zapomniałam wyłączyć...
ps. Właśnie jakoś zapomniałam, że masz w tym miejscu mało słońca. Czy świerk serbski poradzi sobie z konkurencją dużych sosen, on chyba wodę bardziej lubi? Z drugiej strony dużo szybciej rośnie i tańszy na pewno od większego cisa.
Z tą pamięcią to ja do dzisiaj problemy mam i wracam wszystko wyłączać po kilka razy.... a to już przeszło 10 miesięcy od C. minęło... ech, wydolność wysiłkową też mam sporo mniejszą od tamtego czasu.
Oj. To musisz się czuć nieco zagubiona?
Niby taki drobiazg, a ile człowiek traci z życia - ja czuję słone, kwaśne, słodkie, absolutnie żadnych niuansów. Przyprawiam na pamięć.
Mam taki pomysł, żeby w razie czego, jak już urośnie wielki, czubek obciąć jako choinkę świąteczną Bardziej mnie niepokoi, czy rosnąc tak sobie wysoko, nie zdemoluje tego co na dole, tzn, czy będzie tam nadal przyjazne środowisko dla tych wszystkich innych roślinek. Ale mam tuż obok zwykłego świerka, który rośnie pomalutku i nikomu nie wadzi. Więc może, rosnąć tak równolegle, wszystko się do siebie dopasuje.
Na pewno z cisem byłoby prościej, ale ja tam potrzebuję czegoś naprawdę wysokiego, ale nie w perspektywie kilkunastu lat, tylko zaraz Dla żywotnika (nie lubię) za ciemno. Choina kanadyjska ewentualnie, chociaż one szersze rosną i trochę to za wyfikany gatunek może?
Nie wiem, czy to jest się w sumie czym przejmować, w końcu to tylko jedno drzewko do przesłonięcia kawałka widoku. Kupię, posadzę, jak się nie sprawdzi, zmienię. W końcu to nie jest środek ogrodu. Większym problemem jest modrzew, który zacienia pół działki, a M. nie daje go wyciąć, a ja się waham - raz mi go szkoda, raz nie. A ten to dopiero wielki rośnie.
Kurka, marna to perspektywa - mam tyle pracy w pracy, że jeśli tego nie ogarnę, to hmmm, nikt nie ogarnie. Już i tak nie jest to dobry moment na chorowanie, zasypie mnie to wszystko, jak wrócę, będę się parę tygodni wygrzebywać. Wolałabym więc w miarę sprawnie funkcjonować.
Tak właśnie myślę, że te świerki dlatego są niezbyt drogie, bo w miarę szybko rosną.
Ziemia, którą przygotowaliśmy, dobrze trzyma wilgoć. Myślę, że jak już się drzewo ukorzeni, da sobie radę.
Mam takie doświadczenia ze świerkami, że jak już złapią korzeniem odpowiednie miejsce, dobrze rosną. Był taki jeden maluszek, samosiejka, który przez parę lat miał żółtawe igły i prawie nie rósł. W pewnym momencie całkiem mu się zmieniło - zzieleniał i zaczął rosnąć. W końcu był taki duży, że tarasował przejście ścieżką i wylądował w domu na Święta Ten, którego jeszcze mamy, rośnie pomalutku, ale regularnie. Miał łatwiejszy start, bo w pobliżu był pierwszy kompostownik, z czego korzystał. Kompostownik jest przeniesiony w całkiem inne miejsce, ale drzewko zgrabne zostało, mimo cienia i marnej ziemi.
Sylwia, współczuję Ci, naprawdę. Słabo, jak człowiek na samego siebie nie może liczyć. Jednak to wszystko na pewno jest do nadrobienia, przecież nie z takich rzeczy ludzie wychodzą - po wylewach i temu podobnych historiach. Po niemówieniu, niechodzeniu itp, ludzie wracają do pracy i do życia Trzeba pochylić się nad swoim organizmem z czułością i jakiś plan pracy wdrożyć? Kto jak kto, ale Ty to na pewno się nie poddasz