Iza wiem

Skaczą. I to wysoko. Niemniej zawsze to ogrodzenie więc mam nadzieję że jednak ich ilość chcących sobie zadać trud przeskakiwania zostanie ograniczona w jakiś sposób...
trzęsę się nadal dzisiaj. Wyzabijałabym tych ludzi.
Rano piszę żeby ludzie od ocieplenia jakoś ogarnęli podwórko bo jutro bedzie koparka. Koparkowy mi potwierdził będzie przed siódmą.
Po czym dzwonią mi ludzie od ogrodzenia którzy będą kłaść krawężniki że w sumie bez sensu żeby przyjeżdżał zanim skończą i wyniosą się ocieplacze. Bo nie będzie mógł wykopać pod krawężniki. No racja. Więc w sumie nie będzie miał po co przyjeżdżać... więc odwołałam koparkę. Po ściganiu gościa przez cały tydzień. Pewnie będzie lekko oporny wyznaczając nowy termin heh.
Ludzie od wiaty znowu nie przyszli. A Piotr mi miał przywieźć dzisiaj parapety. Potrzebuję je zamontować przed tynkami co oczywiste. I załatwiłabym sobie je już dawno gdyby nie nietypowa długośc okna w kuchni. Normalne parapety nie przekraczają 2 metrów. Moje okno ma 2,6m. No to dzwonię do tej firmy która miała mi wygiąć te parapety. Okazuje się że usług nie świadczą, mają giętarkę, mają blachę, ale za 20 zł dekarze sobie tam działają a mnie nie wpuszczą nawet. ówię panie dam panu 50 zł wygnie mi pan to? Ja nie a magazynier przeszkolony nie jest więc też nie... no i dupa. Dam pani telefon do firmy która to robi.
Dzwonię. Dogaduję. Jutro nie załatwię bo raz że nie pracują w soboty dwa nie mają blachy 2,6m. Mogą mieć w przyszłym tygodniu. Dobra super. Przed środą? Przed środą. Zamawiam, płacę, okazuje się że dupa na środę ale jeszcze przyszłą bo ta firma która blachę im miała przywieźć ma inwentaryzację...
no to wracam do punktu wyjścia. Dzwonię do Piotra że jutro żeby mi załatwił ten parapet, pracują do 14tej, powinno się udać? Przyjadę i odbiorę żeby nie musiał jeździć. Ok? Nie ok. W poniedziałek rano. Oby... heh
Generalnie? MASAKRA