poświątecznie ...
nie wiem jak się przygotowywałam do świąt przed erą ogrodowiska



... wiem z cała pewnością, że gorączka wiankowania ... ozdabiania ... wynorania najlepszych inspirancji

jaka nam tu towarzyszy tworzy to coś co pozwala przetrwać grudzień !!!

... i to boskie jest

...
plan działań w kuchni co bardziej rozgarniętych kulinarnie i gospodarczo motywuje

... i wyznacza standardy ... jest się do czego dostosować ... co cieszy

... Chyba nawet Anek w ostatniej chwili zdjęła robocze gatki (Anek ale taaaak Ci w nich ślicznie, że szok

... słowo zucha ! bo do harcerstwa nie dotarłam

)
na skutek fali w ostatniej chwili (no musiałam dodać coś od siebie ... więc przebudzenie za pięć dwunasta musiało być ) popełniłam kilka wianków ... szczęśliwa jeden kupiłam ... musiałam bo dawali prawie za darmo a był fliczny ... no i jak bombkowego arcydzieła nie musiałam robić samo sam to wymyśliłam półkę ... no COŚ robić wszak trzeba

...
prezentem zanim rozbłysła pierwsza gwiazdka był wspaniały czas spędzony z Anulą i Pawłem ... sympatyczne ... nastrojowe popołudnie przedwigilijnego poniedziałku było makowym

rarytasem

... goście degustowali jeszcze ciepły i mówili, że smaczny ale cóż mieli powiedzieć gdy wyposzczeni czekali aż makowiec dojdzie !!!

... za to dzieki twórczym łapkom Anulki herbatkowac będziemy z Nimi cały rok a nawet do końca świata ... i o jeden dzień dłużej ... a co



... Aniu ... Pawle dziękujemy

za ten wspaniały czas ...
wyrzutów sumienia po harakiri kalorycznym jakie świadomie pozwoliłam sobie popełnić w czasie świętowania nie mam ... haaa ... nawet tyci tyci wszak o skalpelu Chodakowskiej tyyyle siem naczytałam

, że w dobrym samopoczuciu uważam nabyte kalorie za "odćwiczone" ... powinnam napisać odczytane ale odćwiczone lepiej mi robi ...
gdybym jednak to odczytane

wzięła sobie do serca i ostatkiem jasności umysłu uznała, że to oszukaństwo to dziś po porannej kawce poczułam się absolutnie rozgrzeszona albowiem p90x to już szkoła jazdy w rzeźbieniu sylwetki i spalaniu tłuszczyku !!! ... a ja o rzeczonym dowiedziałam siem wszyściutko !!! ... na forum ogrodniczym co w pełni zrozumiałe albowiem piękne ogrodniczki muszą dbać o kondycję ...
ta przyda się szybciutko bo wiosna za pasem ... szczerze mówiąc to wiosna jakby trwa ... kfiatki guuuupieją ... nawet te ślachetnie urodzone ... arystokracja różana korby dostała i austinki pąki wypuszczają ... ja tak się zorganizowałam, że swoje krzaczki gałązkami okryłam i co ... okazuje się zupełnie niepotrzebnie ... a chciałam dobrze ... wyszło jak zawsze

...
zrobiło mi się za ciepło ale od czego forum ... z Ankiem wlazłam chyba na Chopok ... przypomniałam sobie epizody bycia narciarkom i uśmiechnęłam się do wspomnień

... z ogrodowiczankami to mogę być nawet narciarkom choć ten wiatr we włosach i przestrzeń powodują we mnie wielki ... wielki strach zamiast fascynacji ... za to lubię popatrzeć ... i choć rozsiewając panikę nagłaśniam piskiem stok przyznaję to pozwala przetrwać aż minimum dwa miesiące !!! ... no ale do tego trochę śniegu potrzebne

)))) ...
tymi ćwiczeniami i szusowaniem choć tylko domniemanym tak się zmęczyłam, że gdy wpadłam do Anulki na lampkę wina przy trzaskających w kominku polanach rozłożyłam sie na kanapie i tak sobie chyba zalegnę w poduchach do wieczora ... wtedy wskoczę w szlafroczek jak Enya i podrapę za uszkiem piesa ... bo kota nie mam



...
ogrodowisko jest jak powieść ... piękna powieść ...