Koniecznie do lekarza nie zwlekaj . Trzymam kciuki .

Zazdroszczę tej sielanki starszej pani ... zazdroszczę urlopu.. zazdroszczę możliwości ponorania w ziemi.. zazdroszczę kilku dni spokoju..
W tym roku się nie dało.. może za rok.. jako ten czas przyspieszył..
Moje krwawniki kichawce zdziczały zarosły i nie wiem nawet czy jeszcze jakiekolwiek się zostały. Miałam wrażenie, że ich nic nie zniszczy.. myliłam się..
Oczko może małe ale urok swój ma Rób większe przy tarasie.. a rośliny sobie weźmiesz ode mnie bo tu też zarosło wszytko i potrzebny totalny lifting. Niestety lifting w ogrodzie dużo łatwiejszy niż w oczku.. wiosną trochę metrów kwadratowych zielska wydzieraliśmy w chłopem.. W ogrodzie zabijesz łopatę, siekierą, łomem sobie pomożesz.. a w oczku pup blada, bo uszkodzisz folię, a korzenie są zacne, oj zacne.. Nie wyobrażam sobie ogrodu bez oczka czy innego zbiornika wodnego.. woda to zycie i w ogrodzie z oczkiem ma to szczególne znaczenie.

Ja mam rozchodniki.. w potłuczonych doniczkach nad oczkiem.. nigdy nie podlewam, nie okrywam i rosną tak od 5 lat.Na dachu też chyba dadzą radę

I ogród mam w arach I nie będę całego Podkarpacia umoralniać dlaczego mam ogród w metrach.. będę gadać do ludzi w języku który znają Zastanawiam sieile osób by potrafiło przeliczyć ary na metry??? Tu się przeprowadziłam i przejęłam tutejsze obyczaje Nawet chodzę na pole I zbieram borówki a nie jagody

Cześć Romeczko..do następnego razu, ostatnio mnie tu mało.. ale jak mam czas to wolę porobić w ogrodzie a nie pytlować na forum.. a tu i tu mi czasu brak.. tak się porobiło.. ale dobrze, bo to znaczy praca jest Po okresie cieniutki bardzo , bardzo to mnie cieszy.. chociaż ogród irytuje.. nigdy nie miałam tak zapuszczonego jak teraz..

roma2 napisał(a)

Rykowisko

Jak już tak ryczysz, to Ci napiszę, że mnie po ugryzieniu przez kleszcza zaprowadzono do weterynarza właśnie. Był to jedyny medyk w zasięgu.Czasy odległe, studenckie. Zmotoryzowanych niewielu, a okolica półdzika. Dodam, że kleszcz wbił mi się pod cyckiem i troszkę nieswojo się czułam świecąc nagą piersią przed weterynarzem na polu biwakowym. Nie mogłam wszak zamykać się z nim w namiocie w celach diagnostycznych.

Romciu przyszłam zapytać czy twoje Midwinter Fire mają owocki?
Użarcia przez osę i kleszcza współczuję bardzo.

Współczuję, bo wypadki nieprzyjemne. Jedno potencjalnie niebezpieczne, a drugie bolesne. Szkoda, że nikt na te kleszcze niczego sensownego nie wymyślił jeszcze. Ja niestety nie wyobrażam sobie, żebym chodziła ubrana tak jak zalecają na kleszcze i psikam się tylko wiosną, kiedy te paskudy są najbardziej aktywne.

Gruszka_na_wierzbie napisał(a)

Jak już tak ryczysz, to Ci napiszę, że mnie po ugryzieniu przez kleszcza zaprowadzono do weterynarza właśnie. Był to jedyny medyk w zasięgu.Czasy odległe, studenckie. Zmotoryzowanych niewielu, a okolica półdzika. Dodam, że kleszcz wbił mi się pod cyckiem i troszkę nieswojo się czułam świecąc nagą piersią przed weterynarzem na polu biwakowym. Nie mogłam wszak zamykać się z nim w namiocie w celach diagnostycznych.

Dobre to były czasu i biwaków i gołych cycków w namiocie hahahaha

roma2 napisał(a)

Kosą splinową mąż wyciął krwawniki odmianowe, bo wg Niego wyglądały jak chwast. Mało tego, po dzisiejszy dzień twierdzi, że ja tam kazałam kosić. Kosą spalinową szwagier w zeszłym roku wykosił w pień żurawinę, która zdążyła już zawiązać owoce. Straty jak się okazuje muszą być. To takie popierdułki. I choć żal, to tragedii nie ma. Ale drzew zawsze szkoda.

Romciu, cofnęłam się kawał, bo czytam Cię jak dobry kryminał i dorzucę tylko, ze mój eM jak zobaczył Red Barona, to kazał pryskać na grzyba, bo skoro w takim dziwnym kolorze trawa to na pewno jakaś choroba - te eM-y, choć czasem jak słonie w składzie porcelany, to w sumie dobre chłopy

Rykowisko, to u mnie. Jelenie się zaktywizowały i porykują. Mam wrażenie, że to się dzieje u mnie na podwórku.

Za młodu we wrześniu na Mazury pojechaliśmy pod namiot - puste pole biwakowe, ciepła woda w jeziorze, cisza spokój... do nocy... w nocy się działo

Toszka napisał(a)

Za młodu we wrześniu na Mazury pojechaliśmy pod namiot - puste pole biwakowe, ciepła woda w jeziorze, cisza spokój... do nocy... w nocy się działo

kleszcze, jelenie, czy wizyta u weterynarza?