sylwia_slomc...
21:05, 04 gru 2023
Dołączył: 20 kwi 2015
Posty: 84782
Dołączam do wspomnień zimowych i mam dwa 1 - gdy mój syn miał 8 miesięcy więc to była zima jakoś na przełomie 99/00 r.
Sypało tak, ze świata nie było widać na dalej niż pół metra od nosa, a ja się przedzierałam przez zaspy do mojego dziecka, które nocowało u babci czyli tam gdzie teraz ogród bo w domu tu gdzie mieszkamy parkiet był lakierowany i śmierdziało potwornie. Zaspy były takie, że wąwóz w którym wtedy biegła droga zasypało po brzegi. Musiałam prosić sąsiada by patrzył czy idąc polem bo było mniej nawiane śniegu nie wpadnę do wąwozu i mnie nie zasypie do wiosny. Nie powiem bałam się potwornie nawet w pewnym momencie myślałam czy nie przenocować po drodze w jakimś tunelu warzywnym bo nie wiedziałam nawet czy idę w dobrym kierunku w stronę dziecka czy nie wprost przeciwnie.... no jakoś dotarłam szczęśliwie, ale nie zapomnę nigdy.
2 - dzieci były małe, tak sypało, że z sąsiadami naszej drogi nie nadążaliśmy odśnieżać. Usypane z odśnieżania mieliśmy już wysoko ponad naszymi głowami. Ale siły się skończyły, a efektu nadal nie było widać bo stale dosypywało. Trzeba było dzwonić do koparkowego sąsiada żeby przyjechał i sprzętem dopomógł. Nie dalibyśmy rady sami nijak. Dlatego pamiętamy.
Sypało tak, ze świata nie było widać na dalej niż pół metra od nosa, a ja się przedzierałam przez zaspy do mojego dziecka, które nocowało u babci czyli tam gdzie teraz ogród bo w domu tu gdzie mieszkamy parkiet był lakierowany i śmierdziało potwornie. Zaspy były takie, że wąwóz w którym wtedy biegła droga zasypało po brzegi. Musiałam prosić sąsiada by patrzył czy idąc polem bo było mniej nawiane śniegu nie wpadnę do wąwozu i mnie nie zasypie do wiosny. Nie powiem bałam się potwornie nawet w pewnym momencie myślałam czy nie przenocować po drodze w jakimś tunelu warzywnym bo nie wiedziałam nawet czy idę w dobrym kierunku w stronę dziecka czy nie wprost przeciwnie.... no jakoś dotarłam szczęśliwie, ale nie zapomnę nigdy.
2 - dzieci były małe, tak sypało, że z sąsiadami naszej drogi nie nadążaliśmy odśnieżać. Usypane z odśnieżania mieliśmy już wysoko ponad naszymi głowami. Ale siły się skończyły, a efektu nadal nie było widać bo stale dosypywało. Trzeba było dzwonić do koparkowego sąsiada żeby przyjechał i sprzętem dopomógł. Nie dalibyśmy rady sami nijak. Dlatego pamiętamy.