Ponieważ do środy nie możemy wstawiać zdjęć ze względów IT, Gabrysia wybacz, ale i tak opiszę Twój ogród, bo zasługuje na to.
Ogród w budowie nieustającej należy do ludzi, którzy z jego posiadania i pracy w nim czerpią przyjemność, radość i zadowolenie oraz energię niespożytą.
Ogrodowa kuchnia Gabrieli jest godna wspomnienia: napoje różane, chłodniki, lekkie cukinie i sałatki kalafiorowe - tym pożywił nas ogród rękami Gospodyni. Był chleb roboty własnej, sok z buraczków i sernik. Przepraszam za opisy natury nieożywionej ale, Gabrysiu, Twoja dynamiczna kuchnia zasługuje na to.
A ogród - każdy wie, że słynie z rabat angielskich. Tej firmowej w zakolu przy tarasie i tej jekyllowej we władaniu kul bukszpanu i kwiatów. Ławka Lutjensa (Gabrysia proszę wykonać tabliczkę na nią...) jest zwieńczeniem alei lipowej (Lutjens byłby dumny widząc, w jakim miejscu i w jakim otoczeniu postawiłaś ławkę jego projektu), półkole z grabów otacza placyk na ognisko. Jest szklarenka i oranżeria, warzywa w skrzyniach, sad i część gospodarcza, gdzie pozyskuje się tony dobrej ziemi ogrodowej.
Małe Wojsławice - to okazała rabata bylinowa - liliowców, które witają już przy wejściu: znak rozpoznawczy: tutaj lubi się kwiaty i wie jak nimi zarządzać.
Generalnie kwiaty w ogrodzie Gabrieli są wymagające: nie są to proste niezmienne figury ogrodowe, tylko żywa materia, kwitnąca, przekwitła, rozwijająca się i potrzebująca ingerencji zwinnych rąk ogrodniczki. Tu przyciąć, tam okiełzać, tutaj dojrzeć słabość jakiejś rośliny, tu pogodzić kwiatka z kwiatkiem. Ona to potrafi.
Są róże. I choć miały przerwę w kwitnieniu, mogłam zobaczyć, jakie one są, jak wygląda szpaler róż historycznych, róż o nazwach kobiecych, róż pnących i tych okazałych w najdalszym zakątku ogrodu.
Wieczorem ogród pachniał floksami i trawnikami, zraszanymi przez delikatne strumienie wody (podziwiałam technikę ogrodową i masę udogodnień oraz rozwiązań praktycznych).

Dziękujemy.