Wieczór podlewania…
Na zmianę zmiękczam grunt zraszaczami i dolewam z węża. W czasie gdy działa zraszacz zalegam na tarasie. Wokół snuje się zapach lilii, które w geniuszu swym posadziłam daleko od okien i tarasu. Co najmniej kilkanaście metrów (raczej więcej) plus parawan thujowy. Brawo ja!

Inaczej nie dałoby się wytrzymać. Zapach jest ładny, lecz niezwykle intensywny, do podziwiania wyłącznie z daleka. Dla porządku przyznać jedynie należy, że jedna lilia ma zapach ścierki….Ciekawostka…
Z innych ciekawostek. Nornica (czy inna ryjąca cholera, ale nie kret) nieustająco ma w głębokim poważaniu solarne pikawki, mordercze trójzęby instalowane w tunelach, różową trutkę, że o zywołapkach nie wspomnę, bo naprawdę nie warto… Już miałam paluszek na „zamów”” przy cyklonie B polecanym przez Lidkę, ale jakoś nie mogę…
Więc depczę codziennie te tunele i zbieram ziemię, i dosypuję korę…
Dzisiaj wypróbowałam starą, ale za to także nieskuteczną (hue hue) metodę: zalewanie korytarza wodą. Lałam z maksymalnym ciśnieniem z 10 minut. Zobaczymy.