Judith, brak nadmiarowych żołędzi i sprzyjająca pogoda do grzebania w październiku - chyba Matka Natura się w końcu ogarnęła i zauważyła, że mocno niesprawiedliwie byłaś w sezonie letnim potraktowana
Dokładnie tak jest
Zapożyczony krajobraz robi dodatkową robotę i liście nie Twoje do sprzątania
Judith jak patrzę na swoje liściory to zawsze nabieram pokorny, bo myślę o Twoim ogrodzie, gdzie masz jeszcze inne dary jesieni do sprzątania.
U mnie w tym roku ani jednego orzecha i chyba dobrze, bo mam jeszcze zeszłoroczne
Asia, bardzo mi miło
Liście mus było pokochać, tak jak kochamy liście pod nogami w parkach . Leżą na trawie i rabatach do czasu aż ostatni nie spadnie z ostatniego drzewa . Grabienie daje efekty krótkotrwałe. W sobotę małżonek odkurzył liście kosiarką, był piękny dywanik. Po 5 minutach już na trawie leżały liście zdmuchnięte z rabat . Przyjmuję to jako oczywisty element mojego ogrodu .
Lidka, u mnie drzewa mają chyba ze 100 lat
Dziękuję za miłe słowa .
Co do tarasu, to w tym roku był używany chyba tylko kilka razy . Się chłopak narobił przy tarasowych meblach i tak stoją nieużywane . A ogrodową kontemplację uskuteczniamy podczas porannych spacerów z kawusią .
Aneta, dziękuję .
Co do liści - jak napisałam w odpowiedzi na Asi post - te liście jakoś mnie mocno nie uwierają. Są oczywistością u mnie i ich sprzątanie również . Natomiast nie umiem zaprzyjaźnić się z żołędziami, zatem odczuwam wielką radość z powodu ich braku w tym roku .
U mnie sa ale i amatorzy zołedzi tez po ogrodzie sie kreca. Niestety potem musze wyciagac sryliony siewek. Ale to sa plusy dodatnie i plusy ujemne wielkich drzew. Wole je miec niz byc na patelni. Mnie po prostu tez jakos mocno to nie uwiera, bo głowny ich opad jest blizej bajora a w ogrodzie tylko w jednym miejscu jeszcze niezagospodarowanym, wiec mi to rybka.