W końcu musiał nadejść ten dzień - jak zaplanowałam, byłam dzisiaj na wsi, więc tegoroczny sezon ogrodowy uważam za oficjalnie otwarty

Przespacerowałam się po ogrodzie i sprawdziłam rośliny, co wypadło, a co ma się dobrze. Chyba nie jest źle. Klony japońskie, o które tak się martwiłam, nie przemarzły. Z ziemi wygląda coraz więcej cebulowych. Na razie prawie nic nie kwitnie, w sumie nic się tutaj nie zmieniło od miesiąca. Nadal kwitnie jeden ciemiernik i przebiśniegi. Na innym ciemierniku mróz zważył pąki kwiatowe i raczej nic z nich nie będzie... Straciłam jedną różę, którą przesadzałam jesienią - jakiś "szczur" ładnie obgryzł jej cały korzeń. Ciekawe, bo do tej pory gryzonie moich róż się nie czepiały.
Budleja jest cała zielona i aż żal ją przycinać.