Dziewczyny, odpowiem zbiorczo. 

 Dziękuję za odwiedziny i słowne wsparcie dla moich ogrodowych wyczynów. 

 Na swoje usprawiedliwienie w kwestii tytanicznej pracy mam to, że od czasów szkolnych został mi wstręt do odkładania czegoś "na zaś". Gdzieś w głębi mego jestestwa  siedział sobie niepokój, że coś się stanie i zawalę jakieś terminy, skomplikuję sobie i innym życie, zawiodę kogoś i takie tam różne. Nadaje się to zapewne do omówienia na kozetce u terapeuty, ale z racji wieku chyba mogę problem odpuścić. Na obecnym etapie życia już  nikogo tym nie umęczam, a nie ukrywam, że sama odczuwam duży spokój ducha. 

Dewiza "co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj" dawała mi poczucie, że kolejny dzień będzie dniem świątecznym, bez zobowiązań. 

Z listy prac wykreślam areację (kicałam w butach z kolcami wspierając się na kojkach do chodzenia), nawożenie trawnika i umycie okien od zewnątrz. Mogę teraz gwizdać na ochłodzenia, ewentualne śnieżyce, deszcze i wichury. W razie czego mogę się już schować w czterech ścianach i przygotowywać wnętrza do nadejścia wiosny. 
 
____________________
Hania-
To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz