Ula przywołałaś mnie do porządku.

Już się poprawiam.
Widząc prognozy pogody zaplanowałam sobie urlop na czwartek i piątek w tamtym tygodniu, żeby wykorzystać ciepłe i słoneczne dni.
Ponieważ teść robi nam schody wejściowe do domku, to też chciał wykorzystać pogodę na ich zamontowanie. Wiecie u mnie działka bez prądu i z kiepskim dojazdem.
I tak spędziłam czas przyjemnie acz mało ogrodowo, jako tzw. pomagier dzielnie zastępując męża, który niestety musiał pracować.
Pierwszego dnia szwagier z teściem przykręcili całą konstrukcję, a na drugi dzień zabetonowali "nogi". Jak poprawi się pogoda pozostanie jeszcze przykręcić stopnie. A na razie wygląda to tak:
W sobotę z samego rana pojechałam sadzić moje skarby. Nawet udało się wjechać autem, choć kropiło i po rozładunku zaraz wyjechałam, żeby mnie tam czasem nie uziemiło. Całą sobotę przesadzałam i rozsadzałam. Nawet zdjęć nie robiłam. Dopiero w niedzielę obleciałam z telefonem moje roślinki. U mnie wiosna nie jest jeszcze tak rozwinięta, jak w innych rejonach, a tulipanów mam symbolicznie tylko, bo cebulki są smaczne.
Kwitną iryski - generalnie jest dla nich za mokro u mnie, ale pod okapem od zachodniej strony dają radę.
Niezapominajki, jedna świdośliwa kwitła, ale w niedzielę było już po kwiatach
Pigwowiec - kwiaty ma śliczne. Niestety oblepione nimi są gałązki przy samej ziemi, a w dodatku najpierw ma listki, więc takiego efektu nie ma jak się patrzy na krzaczek. Mam nadzieję, że jak podrośnie, to kwiaty będą bardziej widoczne.