Sylwio wcale się nie poddaje, tylko w tym momencie to chwalić się nie ma czym. Liczę jednak, że w lecie będzie już widać co nieco.
Ula dobrze powiedziałaś.

W bólach i to zarówno jeśli chodzi o przygotowanie jak i o efekt nasadzeń. W sumie myślałam, że z tym drugim trochę łatwiej będzie.
Ewo powoli prace postępują. W przyszłym roku lub jeszcze w następnym chcemy całkiem już skończyć domek. Doprowadzić prąd, zrobić łazienkę i oczyszczalnię roślinną. Tak, że plany są cały czas. Co to dzikich terenów to zgadzam się w stu procentach. Dziś przez chwilę padał deszczyk, a ja w fotelu na tarasie słuchałam ptaków i myślałam co by tu jeszcze...
Gosiu o tak. Mąż twierdzi nawet, że mi roślinki całkiem świat przesłoniły, bo nic tylko na działkę bym jeździła.
Dziś też byłam, ale na sam początek, to z własnej głupoty niemiłą przygodę miałam.
Próbowałam wjechać samochodem i utknęłam w połowie drogi. Wczoraj tam porządnie musiało pucować, a z początku tak bardzo tego nie było widać. Godzinę się męczyłam podkopując, podkładając deski, w końcu z pomocą sąsiada udało się wycofać, bo nawrócić nie ma gdzie. Co mnie podkusiło nie wiem, bo zwykle ja bardziej bojąca się jestem, w dodatku byłam sama bez męża. Ot głupota i zaćmienie umysłu chwilowe.
Może wczoraj jakoś tak mało optymistycznie zakończyłam, ale w sumie przez te parę dni zrobiłam całkiem sporo.
Tu są posadzone jeżówki.
Tu rośnie odętka wirginijska biała. Obok powojnik bylinowy Cassandra, jak ustaliłyśmy z Anią Małą Mi, a do tej pory przekonana byłam, że to barbula i przy przesadzaniu dziwiłam się, że ma rożłogi. Jeszcze tawułki Arendsa dołożyłam, dzieląc je przy okazji.
Tu kolejne miejsce obsadzone. Przetacznikowiec wirginijski, przesadzone różowe floksy, a wyżej jeszcze zawilce japońskie różowe. Na drugim zdjęciu dziś też już obsadzone w całości - omieg wschodni w towarzystwie kolejnych floksów, bo tam gdzie były wcześnie dość słabo rosły.