Przyszłam. Zła. Ale nie na tyle, by nie napisać iż: uwielbiam ziemniaczki. W każdej postaci. Kminek lubię. Zazdraszczam wszystkim czynnym ogrodniczkom i ogrodnikom, możliwości grzebania w ziemi. Jestem uziemiona z 90 latkami w domu. Do sklepów chadzam, bo muszę. I do apteki też, bo muszę. Pilnuję się, na tyle ile mogę sie pilnować. Te ziemniaczki mnie sprowokowały do pisactwa. Ja w zeszłym roku wsadziłam pare bulw do takiego chwaścianego wału. Bo mi taki na działce się stworzył. Znaczy, ja go stworzyłam odchwaszczając i zrywając zachwaszczoną darń. Wsadziłam w ten wał chwaściany, przysypałam przesuszoną skoszona trawą i zapomniałam. Nie, żebym zapomniała na amen, ale naczytałam się permakulturze i zrobiłam eksperyment. Nie podlewałam. Nic nie robiłam i prawdę mówiąc nikomu sie nie przyznałam, że tam ziemniory wsadziłam, bo bałam się spektakularnej porażki. Jesienią (bo wsadzałam w maju) miałam całkem obfity zbiór ziemniaczków. Pysznych.
A tak poza ziemnaczkami, to ja wredny charakter mam i wrednie traktuję "sidających" mi na grzbiecie kolejkowiczów, niezależnie od wirusa. Zdrówka!!!!
Edit: Teraz jeszcze bardziej wredna jestem. Dziś wezwałam policję do ucieszonych piękna pogodą biesiadujących przy grillu (i śmietniku) głupków.
____________________
Komendówka