Dziewczyny Kochane 
W temacie wycinki - im dalej od miasta tym dalej od prawa i rozsądku jeżeli chodzi o wycinkę
Sama jestem "z miasta", spędziłam w betonowisku większość życia i mam wielki szacunek do wszystkiego co rośnie. Wycięcie drzewa to dla mnie problem (nota bene nasza martwa grusza wciąż "trwa", bo Małżonek nie ma sumienia złapać za piłę, eh). Zapewne "miastowe" urzędy mają podobnie bo w mieście każde drzewo w cenie. Natomiast "powiatowe" mają swoje tradycje - cięło się i ciąć się będzie... To są dwa różne światy
Sylwia - rację masz wielką

Ale u nas się nie myśli przyszłościowo
Kasia - i Ty masz rację, niestety
Ania-Makao - ja też nie rozumiem po co komu działka w lesie skoro zamierza drzewa ciąć. To chyba jest mega wysoki level abstrakcji, dla mnie - niedostępny
Basia - ja też tych wszystkich zgód na wycinkę nie kumam właśnie w kontekście strat leśnych sprzed raptem paru lat

Twoje życzenie - przednie
Iza - kary są w miastach. Na wsi nikt nie widzi, że ktoś tnie. Ale że za martwą brzozę? Zgłoszenie wycinki nie wchodzi w grę???
Kordina - tia... Albo zgłaszasz i rysujesz mapki i dostajesz zgodę, albo nie zgłaszasz i tniesz

U nas taka rzeczywistość
W temacie sąsiada, znaczy Słonecznego
Mrokaśka dobrze napisała. W nosie mam perturbacje sąsiada w zakresie jego życia prywatnego. Wiem, że w księdze wieczystej jako właściciele działki figurują on i małżonka, wiem że działka jest współwłasnością małżeńską, więc formalnie owa żona powinna wyrazić zgodę na wycinkę. Wiem, że pani, z którą przyjeżdża i swawoli małżonką nie jest. Ale to nie moja sprawa. Moralność sąsiada mnie nie obchodzi, jego stosunki majątkowe również. Może małżonka doszła do wniosku, że z idiotą reszty życia spędzić nie zamierza i to ona go porzuciła zostawiając mu działkę na otarcie łez? Tego nie wiem i w sumie wiedzieć nie chcę. Martwi mnie natomiast sąsiadowe podejście do życia i drzew... No ale czy mam na to wpływ? No nie mam
P.S. Helen, co Wy tam bidaki na tym półwyspie robicie w deszczu???