Aniu ale jesteś rozchwytywana ja głowy nie zawracam ale czytam każdy twój wpis i nie tylko tu róże uwielbiam choć to kapryśne panienki , na początek oprysk na mszyce rozrobiony zakupiłam 3 bonice..dla amatorów w sam raz po za nimi mam 13 NN
pozdrawiam już majowo
Aniu, to mogła być nimułka a mogła i bruzdownica, ta druga powoduje, że pędy wiotczeją i smętnie wiszą. Jest jeszcze leń marcowy, najmniej szkodliwy dla naszych róż.
Efekty już powinny być widoczne.. Albo zwinięte liście albo wiszące jak omdlałe pędy.
Ja też gniotę, bo są wolne, ale i tak z roku na rok ich więcej jest .
Ja mieszkam blisko lasu, u mnie jest wszystko, co tylko lubi róże . Zaczęłam opryski od bioczosu, ale pomogło to na dwa, trzy dni i mam nowe kolonie mszyc na różach, skoczki robią żer a o nimułce nie wspomnę. W tamtym roku szybciej zrobiłam oprysk środkiem systemicznym i miałam spokój, tym razem zrobiłam to dopiero teraz, dzisiaj. U mnie też czasem pędy zamierają i to bez specjalnego powodu, ale na szczęście za to róża puszcza nowe, ładniejsze pędy, więc nie zwracam na to zbytnio uwagi . Pączusiów gratuluję, ależ one cieszą, co?
Róże podlewamy rzadziej, ale konkretniej, nie muszą pić codziennie, ale jak już je poimy to porządnie. Niektóre odmiany potrzebują większej ilości wody podczas kwitnienia, ale to będzie widoczne po mdlących kwiatach. Lawenda przeżyje wszystko (no.. prawie), większą ilość wody także, dlatego jest tak często polecana do towarzystwa różom. Ja w okresie silnych upałów podlewam róże co 3-4 dni, ale jak już leję to leję i leję . Będzie dobrze .
Ja już zwykle skoczka mam w kwietniu Anuś, więc działam zwykle od razu jak i on zacznie działać. Wcześniej nie .
No więc tak.. Ja nie stosuję żadnego minimum . Działam, jak widzę, że trzeba. Nie pryskam miedzianem, nie stosuję nic oprócz bioczosu dopóki to coś daje. Pierwszy oprysk robię zwykle, gdy pojawiają się pierwsze pąki, od ręki biorę wówczas środek systemiczny, który działa przez 2-3 tygodnie. Z powodu bliskości lasu mam u siebie całą gadzinę, jaka tylko może być, czyli osy wycinarki, gąsienice, nimułkę, kwieciaki, ogrodnice itd. O mszycach i mrówkach nie wspomnę. Więc na to wszystko pomaga tylko coś takiego. Staram się odkładać ten moment jak najdłużej, unikam ciężkiego sprzętu, ale przy ponad 200 różach nie ma szans, aby to całkiem obejść i żyć eko, musiałabym zrezygnować z pracy chyba i spać przy tych krzewach. Na plamistość robię opryski dopiero, gdy jest bardzo źle, we wczesnym stadium po prostu obrywam porażone liście, czasem do zera, więc mam łyse krzaczki w środku lata . Plamistość pojawia się głównie podczas lub zaraz po pierwszym kwitnieniu, ;ponieważ ten wysiłek osłabia nasze róże i zwiększa się ich podatność na choroby. Zapewniam, że ani przewiew, ani lanie wody tylko pod krzew nie gwarantują 100% uniknięcia choroby. To pomaga i ogranicza chorobę, ale jej nie zapobiega tak do końca.
Radę damy sobie zawsze , ale wiadomo, że szybka reakcja ograniczy wdrożenie ciężkiego sprzętu. Ja patrzę codziennie, zwykle szukając nowych pąków trafiam przy okazji na inne, ważne aspekty .
U mnie gąsienice dają czadu zwykle w czerwcu . Są tak zielone, że normalnie ich nie widzę, tylko po zniszczonych liściach poznaję.
Oj, takie piękne i w zasadzie dorodne, zdrowe róże nie chcą współpracy? To musi być wina sadzonek, nie ma innej możliwości. W sumie, mój Geoff w tamtym roku też był marny, nie wiem, czy ma choćby jedno zdjęcie.. Ale się wziął za siebie i w tym roku śmiga w górę aż miło patrzeć . Dlaczego ta Pani kazała poczekać? Nie ma na co, już mamy sezon w zasadzie. Chyba, że wyśle Ci sadzonkę już kwitnącą, w donicy?
Oj tak, wszyscy wiedzą, nie tylko my , co dobre i piękne i smaczne
Tego najbardziej się boję , te złośliwce psują nam obfitość tego pierwszego, najważniejszego kwitnienia. Jeszcze tego mi tylko brakuje.. Tfu, tfu!
Hej Anetko, już byłam
No dobra... coś tam zakodowałam, ale przyznaję, ze nie wszystko , tak czy siak, ten garaż to jest za czasów... hm.., chyba młodości dziadka mojego, więc jest i tyle
Kwieciak to moje przekleństwo .
Nie było go, dopóki nie kupiłam Agness, ona je ciągnie do siebie jak magnes, w tamtym roku ogołociły mi większość pąków kwiatowych na niej właśnie i... wszystkie na Alchymiście! Zrywałam to, deptałam i pryskałam czym się dało w desperacji, ale te dziady nic sobie z tego nie robią .
Elu, miło Cię widzieć , Bonica to idealny wybór, będziesz zadowolona
Nie tylko tu mówisz?... Bardzo mi miło :***
Róże spróbujemy zidentyfikować, coś na pewno rozpoznamy .
Pozdrawiam ciepło
I ja dziś znalazłam 3 czarne małe ssące trąbką sok z młodych pędów na moich Queen of Sweden NA razie ukatrupiłam ręcznie, ale chyba nie ma się co łudzić, że to przejdzie. Najbardziej podobne właśnie do kwieciaka. Cholerka, czy przez róże będę musiała wdrożyć chemię do mojego ogrodu???
Te moje dwa tak samo Ale były daleko od róż... Poza tym póki co to te moje róże jeszcze nie mają tak całkiem listków...
Jak tak czytam Aniu co u Ciebie grasuje i sobie "zęby ostrzy" na róże to i tak jestem pod wrażeniem że sobie dajesz z tym radę i że te róże tak pięknie Ci kwitną. Jakby mi cosik zjadło wszystkie pączki na pnącej róży to bym się chyba poryczała Mnie tylko ostatnio coś zjadło wszystkie nowe tiarelki do cna... ale to chyba ślimaki sądząc po śladach... Jak w tym roku tego "gadziarstwa" będzie dużo a może być to będziemy mieli bal... Buziaki Aniu
Nimułka...patrz, ja tego świństwa nie znałam...a lata u mnie to dziadostwo. Wczoraj, przy plewieniu róż, pierwsze mszyce mnie odwiedziły. Zaraz wieczorem oprysk Confidorem był.
Dorobiłam się Isabelli Rossellini. Mało o niej na naszych polskich stronach, tylko na duńskich...ale ja duńskiego nie znam Znasz ją może Aniu?
Nauczyć się dbać o róże to wielka sztuka jak widać z ilości postów tematycznych
dobrze Aniu, że mamy Ciebie na forum,
ja też się powoli uczę, bo kiedyś wreszcie te róże kupię
pozdrawiam i życzę miłego weekendowania