Zaniedbałam Ogrodowisko ostatnio, w ogrodzie jestem z doskoku no i niestety to widać

. Mam trochę takiej ogródkowej depresji...
Wczoraj jak pieliłam, użarła mnie mrówka, a właściwie mrówki jakieś złośliwe i mam spuchniętą kostkę i kawałek łydki, bo ukąsiły w dwóch miejscach. Coś jak w zeszłym roku tuż przed angielską wycieczką, bo na niej cierpiałam. Mrówek przez te letnie mokrości jest mnóstwo, włażą nawet do domu i nie bardzo pomaga sypanie proszkami. Kąsały mnie już wiele razy, ale widocznie mój organizm nie jest w stanie znieść już więcej mrówkowego jadu

. Albo na starość się jakoś uczuliłam na to dziadostwo.
Wracają róże, tzn. znowu zaczynają wiązać kwiaty.
Ta jest jeszcze niewsadzona, w donicy - przepiękna róża Baron Girod de Lain z 1897 r, powtarzająca kwitnienie, czyli tzw. remontantka. Ma piękny zapach. Kolor głęboko purpurowy z białą, cieniutką obwódką na płatkach.
Sympathy też powróciła na taras:
Zakwitły jeżówki, które od zeszłego roku wyhodowałam z nasion od Karoli, wszystkie są różowe, tylko jedna biała. I dobrze. Przypominają takie małe lądowiska dla owadów

.
Już niedługo będą pierwsze brzoskwinie, o których Ewa mówi, że takich dobrych jeszcze nie jadła

.