Mill Dene to kolejny ogród, jaki mnie zachwycił nie tylko swoim położeniem nad strumieniem i jeziorem, ale też niesamowitym klimatem i charakterem tego miejsca. Ze wspomnień właścicieli tego ogrodu (rodzina Dare) dowiadujemy się, że podczas pewnych wakacji w Cotswolds, zakochali się w Mill Dene i natychmiast zapragnęli się tu osiedlić. Byli parą od kilku lat. Ich praca, nowe mieszkanie, rodzeństwo i przede wszystkim nie wierzący w ich siły rodzice, wszystko to zostało w Londynie. Oni wbrew wszystkim postanowili kupić to miejsce jako swój azyl na ziemi, chociaż z pewnością nie mogli wtedy pozwolić sobie na ten piękny, stary dom w wiosce Blockley. Wszyscy mówili, że zwariowali ... i prawdopodobnie mieli rację.
Historia Mill Dene w wielkim skrócie:
- Oryginalny młyn był prawdopodobnie jednym z 12 młynów Blockley, wspomnianych w książce Doomsday Book 1
- 1085 r. - młyn kukurydziany i prawdopodobnie także wełniany i jedwabny
- 1878 r. - znany jako Wagstaff’s Mill i mielił mąkę
- 1880 r. - stał się fabryką pianin - Acock’s Piano Factory - jedno z nich stoi w Starej Bibliotece
- 1905 r. - został zamieniony na Vulcan Forge i produkował odlewy silników parowych, napędzających młockarnie, odlewał żelazne kraty i pokrywy włazów
- 1921 r. - znany pod nazwą Blockley Mill, został sprzedany rodzinie Deverall, która nadała mu nazwę Mill Dene
- 1932 r. - został spalony, po lewej stronie znajdował się domek młynarza, potem przebudowany i sprzedany, podzielony na dwie części: jedna powędrowała do Basila Radforda, aktora
- 1964 r. - jedna strona została sprzedana rodzinie Dare, która zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia
- 1976 r. - rodzina Dare odkupiła drugą połowę
To bardzo odległa i niesamowita historia. Budynek był opuszczony i przez lata państwo Dare przyjeżdżali na weekendy z Londynu, aby przywracać Mill Dene świetność: tynkować, konserwować, zakładać hydraulikę. Pomagali im rodzice, którzy w końcu pogodzili się z tym pomysłem. Dopiero po jakimś czasie odkryli, że mają wreszcie coś w rodzaju ogrodu. Pewnego dnia dzieci wyszły się bawić, a oni zdali sobie sprawę, że gdyby się nie poruszały, nie byliby w stanie ich zobaczyć. Nastąpił przełom i tak zaczęła się przygoda z ogrodem, który po wycięciu chaszczy, zaczął się powoli kształtować. Tak wspomina Wendy pierwsze kroki do pięknego ogrodu.
Teren ogrodu jest małą, stromą doliną z młynem i domkiem młynarza. Duży zbiornik wodny młyna znajduje się na froncie wraz z kołem wodnym i śluzami po obydwu stronach. Przylega do niego rozległy trawnik, bardzo malowniczy i kolorowo obsadzony. Na rabatach przeplatają się maki, rutewki, powojniki na drucianych obeliskach, bodziszki, czosnki, tojeści, berberysy, driakwie, kocimiętki, firletki, chabry, bergenie, paprocie, ostrogowce, hosty i inne. Ustawiono tutaj turkusowe ławki do odpoczynku. W tej części posiadłości zawsze występują późne przymrozki, ponieważ jest tu szybko płynąca, zawsze zimna woda. W tym roku także nie ominęły tego ogrodu. Widziałam sporo dużych okazów drzewek laurowych, które miały w większości brązowe liście. Nie zdążyły się jeszcze zabudować. Jednak właściciele ich nie czyszczą, jakby tak miało być. Wieczorami zawsze można rozkoszować się ciszą na wspaniale położonym kamiennym tarasie nad samą taflą jeziora, gdzie ustawiono wygodne meble. Można także obserwować zachodzące słońce odbijające się w wodzie i wszystko, co oferuje fascynująca przyroda w danym momencie oraz słuchać głośnego szumu wody spływającej po kole wodnym.
Tworząc ten ogród państwo Dare naprawdę wzięli pod uwagę ducha tego miejsca. Myśląc o projekcie i życiu w ogrodzie, stało się jasne, jakie kroki muszą podjąć. Przestrzeń przed młynem Mill Dene miała być odrobinę bardziej formalna, ze strzyżonym bukszpanem i ścieżkami oraz urnami na kwiaty. Patrząc z różanego tarasu można się zorientować, że widok jest zapożyczony z sąsiedztwa. Wspaniały, stary kościół znajduje się w najbliższej okolicy i jest tak naprawdę częścią ogrodu.
Róże są stosunkowo nowe. Pięć wielkich krzewów róż "Sander’s White Rambler" ostatecznie zamarło. Smutek po ich stracie ukoiła pani Rosemary Verey. Kiedy odwiedziła Mill Dane, powiedziała, że po dziesięciu latach powinno się wyczyścić całą działkę i rozpocząć wszystko od nowa. Był to pomysł ekstremalny, ale prawdą jest, że stare projekty tracą swój urok i początkowy zamysł gdzieś się gubi i zaciera. Zmiany są potrzebne, kiedy mamy do czynienia z żywymi roślinami. I tak się stało.
Ośmieleni pomysłem państwo Dare zaczęli więc sadzić nowe róże: "City of London" i "Rhapsody in Blue". Zastosowali jakiś środek, aby zapobiec chorobom i jak na razie (kilka lat później) wydaje się, że ta metoda zadziałała. Róże lubią miejscowe gliniaste podłoże, chociaż jest to jednak dla ogrodu problem. Wioska Blockley jest znana z nieprzepuszczalnej gleby. Znajduje się tu wiele ceglanych obmurowań, które to potwierdzają. Glina była "zmiękczana" i użyźniana przez lata i teraz wygląda to nieźle.
Spadzisty ogród nie był atrakcyjny dla dwóch małych chłopców, którzy chcieli kopać piłkę. Dlatego część placu została podniesiona. Było to na początku przygody z ogrodem, zanim właściciele zaczęli słuchać wykładów na temat ogrodnictwa na Pershore College of Horticulture, przeczytali wiele tomów literatury i odwiedzili inne ogrody. Wcześniej nie wiedzieli nic na temat ogrodnictwa. Niestety nic nie wiedział też człowiek obsługujący koparkę. W konsekwencji odsłonił jeszcze więcej gliny i musieli się zatem nauczyć nawet, jak robić melioracje wodne i kształtować teren.
Dziwnie się złożyło, że to doświadczenie wciągnęło ich niesamowicie w ogrodnictwo. Ten płaski teren zamienił się w trawnik do krykieta. Jest on prostokątny z falistymi krawędziami, otoczony szerokimi rabatami pełnymi bylin. Niektóre są niebieskie i żółte, niektóre pomarańczowe i żółte, inne czerwone. Można sobie usiąść na ławce i podziwiać widoki, spoglądać w górę na kościół z jednej strony trawnika, albo ponad dachem domu, poniżej linii wzroku - na odległe wzgórza.
Później pozyskano więcej terenu w górnej części ogrodu. Część, która jest teraz ogrodem owocowym, została kupiona od właściciela miejscowego sklepu i jest tam najlepsza gleba w całym ogrodzie, ponieważ przez wieki była uprawiana. Są tam jabłonie rozpięte na treliażu, a pod nimi kwitną przebiśniegi i pierwiosnki a następnie goździki. W skrzyniach rośnie kilka rodzajów owoców jagodowych, takich jak maliny, jeżyny, malino - jeżyny i truskawki.
Zawsze sądzono, że owoce te wyglądają nieciekawie, stojąc w sposób uporządkowany według rodzajów. Zbudowano więc namioty w średniowiecznym stylu, aby chronić owoce przed ptakami. Pomalowano je na charakterystyczny niebieski i zielony kolor ze złotymi obramowaniami. Klatki z owocami otaczają rośliny zachęcające owady zapylające do przybycia. Są to: lawenda, lebiodka majeranek, rozmaryn i tym podobne. Starano się sadzić również bladoróżowe tulipany i hiacynty, aby komponowały się z kwiatami kwitnących jabłoni. Zazwyczaj producenci cebulek wprowadzają w błąd i tulipany okazują się różnokolorowe, a nie różowe tak jak planowano. To problem, który także znamy z własnego doświadczenia i nie dotyczy on tylko tulipanów.
Ponieważ teraz przyjeżdżają tutaj wnuki, posadzono dla nich po krzaku agrestu. Każdy ma tabliczkę z imieniem i informacją, że pod tym drzewem dziecko zostało znalezione. Tę historię objaśnia się gościom z Japonii czy Ameryki, u których zwyczaje są zupełnie inne.
Obok wejścia do ogrodu znajduje się ogródek zielny. Na terenie zakupionym od kościoła jest to największe przedsięwzięcie i dostarcza dużo zabawy. Zrobiono rozeznanie w kwestii zastosowania wielu ziół i założono małe książeczki wszystkim roślinom, które tutaj rosną. Są tu zioła do gotowania, mające zastosowanie w medycynie, do duszenia, aromatyczne, do suszenia i afrodyzjaki, chociaż jeszcze nie wypróbowano działania wszystkich.
Kościół jest tłem dla ogrodu, dlatego był zamysł, by w ogrodzie panował nieco "klasztorny" nastrój. Grządki są podzielone niewielkimi ścieżkami, które zbiegają się w centralnym punkcie, gdzie w dużym kamiennym zbiorniku wodnym przelewa się cicho woda. Ponieważ jest to miejsce dość daleko od domu, zbudowano schronienie - wnękę w postaci otwartej altany. Malowidło na tylnej ścianie przedstawia kobietę trzymającą zioła, wręczającą je mnichowi. Sugeruje to, że mnich może zrobić z nich jakiś użytek. Mnich w jednej ręce trzyma jednak piłkę do krykieta i zdaje się mówić: "przepraszam, ale mam lepsze rzeczy do roboty". Malowidło znajduje się tu od zawsze.
W ogrodzie znajduje się wiele miejsc, gdzie można przycupnąć i podziwiać jego uroki. Staraniem właścicieli było stworzyć ogród spokojny i relaksujący, w którym kryją się niespodzianki i który zaskakuje, kiedy wychodzi się z tajemniczego zakamarka (jak na przykład wonna ścieżka otoczona różami) na otwartą przestrzeń trawnika do krykieta, z widokiem na wzgórza z pasącymi się owcami. Całości dopełnia szum wody, wiele zapachów i kolorów. Dodatkowo krążą tu koty, które za smakołyki "chętnie oprowadzą gościa po swoim terenie". Jednak żywego kota tutaj podczas wizyty nie spotkałam, natomiast zachwycił mnie kot chyba ceramiczny, szykujący się do skoku nad wodą.
Ogród ma powierzchnię 2,5 akra (1 ha). Posadzono tu tysiące tulipanów, żonkili, szachownic i irysów, aby od wiosny było pięknie. Można przechadzać się ścieżką wśród złotokapów, tunelem z pnączami, wejść na różany taras, obejrzeć rabaty z roślinami zielnymi i pospacerować w bajecznym ogrodzie owocowym, usiąść w ogródku zielnym i cieszyć się widokiem na wzgórza Cotswold i na miejscowy kościół w tle. Mnie bardzo urzekły w czasie spacerów wysiewające się wszędzie wszędobylskie ostrogowce (Centranthus ruber) - czerwone i białe, wyrastające nawet nad samą wodą. Wspaniałym miejscem, aczkolwiek trochę posępnym jest też dół ogrodu, gdzie można usiąść przy strumyku i młynie, a być może nawet zobaczyć koty łowiące ryby przy grocie. Można też po prostu zrelaksować się i cieszyć zaciszem nad wodą, podziwiać ptactwo wodne i pływające ryby. Ogród jest bardzo zaciszny i przyjemny.
Będąc w tym pięknym i urokliwym miejscu, zajrzałam także w mniej pokazywane miejsca - zaplecze tego ogrodu, które było równie fascynujące, nawet kompostownik wydał mi się malowniczy, a obok niego stał artystyczny, wykonany z zardzewiałych części - strach na wróble, ubrany w żakardową kamizelkę. Utwierdza to w przekonaniu o wyjątkowości rodziny, która ten ogród uprawia. Poznaliśmy ich osobiście, ponieważ przywitali nas na samym początku i osobiście opowiedzieli swoją historię. Zdjęcia z tego ogrodu zostały wykorzystane w wielu magazynach ogrodniczych i programach telewizyjnych.
Fot. Danuta Młoźniak - Gardenarium
Opracowanie na podstawie wspomnień Wendy Dere, opublikowanych w "The English Garden" i wysłuchanych osobiście podczas oprowadzania po ogrodzie.
Czekałam i się doczekałam:) Przepięknie wije się ten ogród.Jest bardzo malowniczy. Widzę, ze Właścicielka pozwala ostrogowcowi na "panoszenie się", ale jak tu nie kochać tej byliny? Metalowa czapla boska i jak bardzo odbiega elegancją od naszych rodowitych malowanych bocianów i krasnali
Jeśli jest coś czego zazdroszczę innym ludziom to właśnie posiadania takich miejsc. W tym ogrodzie jest to co lubię dusza i patyna. A każdy zakątek wygląda tak jakby miał swoją własną historię. Piękne kawałek świata.
przepiękny ogród, gdyby nie bukszpanowe murki i figury zdawałoby się,że nie ma tam ingerencji człowieka, czuć w nim spokój i ciszę, chyba jak do tej pory najlepszy dla mnie ogród z tych co tu oglądałam:)
Ależ te ogrody mają historię - i jak daleko ona sięga. Bardzo urokliwe są te miejsca nadwodne i jak zawsze pięknie prowadzone.
Wow...ach miło było pobyć w tak fantastycznym miejscu:) uwielbiam te angielskie klimaty;) pozdrawiam całą redakcję ogrodowiska
Danusiu bardzo ładnie wyszłaś na zdjeciu z włascicielką ogrodu./ co warto tu dodać jest ona jurorka na Chelsea Flower Show/.Jako uzupełnienie ten piękny krwawnik to Salmon Beauty/chyba niedostepny u nas.Inne byliny , które mnie zaciekawiły to żólto kwitnąca rutewka oraz dominujacy w całym ogrodzie ostrogowiec.Ogród jest pieknie połozony, ale jak na mój gust za duzo "instalacji artystycznych',- co roku właściciele organizuja warsztaty , i uczestnicy zawsze cos po sobie zostawiaja.Niektóre ich prace wrecz ocieraja sie o kicz -jak np. grota wysadzana muszlami.A z drugiej strony wszystkie groty, nawet te w Tivolii/villa de 'Este/ nie przemawiaja do mnie.Najbardziej rozbawił mnie napis przy wejsciu do ogrodu, znajdujacym sie przy drodze .. jędz wolno - głuche koty, głupie kaczki i .. dzikie dzieci.Ale suma sumarum ogród wart zobaczenia.
Ogród bardzo trudny do zagospodarowania i utrzymania. Piękne widoki na wodę i zapożyczone tło najbardziej mnie urzekły. No i ten ...metalowy elegant z broszą... Rutewkę też widziałam, śliczna.
Pięknie wkomponowany w otoczenie ogród. Chciałabym mieszkać w takim miejscu , ale chyba jednak nie pielęgnować.
Danuś, mnie się jednak Stone bardziej podoba (bardzo, bardzo). W powyższym ogrodzie woda i naturalność obsadzeń wokół jest fajna ale te gadżety już wcale nie.
Mnie się spodobał kot i strach na wróble. Takie ogrody osób o silnej osobowości "ogrodniczej" często są przeładowane detalami. Ciężko zrezygnować z czegoś, więc ustawia się wszystko...Ogród wygrywa pięknymi widokami.
Piękne wszystko, piękne, oprócz ażurowych mebli, tego nie lubię. Urzekające donice i kilka innych detali
Wróciłam do tego ogrodu wiejskiego, ładny, naturalny.