Podczas tegorocznej majowej wyprawy na Chelsea Flower Show obejrzeliśmy przy okazji kilka ogrodów położonych niedaleko Londynu. Na tej liście znalazł się między innymi Moleshill House w Cobham (hrabstwo Surrey) - ogród romantyczny stworzony przez Penny Snell - florystkę, która zawodowo zajmuje się dekoracjami kwiatowymi wnętrz na śluby, bale i inne uroczystości. Prowadzi też u siebie przeróżne kursy, pokazy florystyczne (np. jak udekorować dom na święta) i wykłady z dziedziny ogrodnictwa.
Ogród Moleshill House był udostępniony do zwiedzania jedynie w czasie tzw. Dni Otwartych. Były to dwa dni końca maja tego roku. Nasza wizyta była zapowiedziana. Autokar podwiózł nas pod samą bramę. Do ogrodu prowadziła żwirowa droga otoczona wysokim murem, porośniętym kolorowym bluszczem. U nas niestety nie zimuje, próbowałam dwa lata temu, bez powodzenia. W Anglii rośnie bez problemu, bo klimat jest łagodniejszy.
Stanęliśmy u wrót drewnianej bramy, ukrytej w bocznej ulicy z tabliczką informującą, że dziś dni otwarte. Po prawej przywitał nas ogromny cedr, zwisający malowniczo. Idąc w stronę domu, co chwila widzieliśmy jakieś ozdobne detale, a to obeliski na pnącza, a to ceramiczne zajączki albo szklane klosze. Zauważyliśmy też mały gołębnik, umieszczony na dużej wysokości. Taki mały, wesoły domek.
Naszym oczom ukazały się kolorowe kompozycje z karłowych iglaków. Był to świerk biały "Conica", żywotnik wschodni "Aurea Nana", glediczia trójcierniowa "Sunburst" i "świecąca" na żółto Choisya ternata "Sundance". To był zachwycający widok. Przepiękny, stary dom z czerwonej cegły otulony malowniczo roślinami. Przemiła właścicielka Penny Snell wyszła na spotkanie.
Ściany domu porastają tutaj wisterie i biała, pnąca róża, akurat wtedy kwitła bardzo obficie i wyglądała wspaniale. Ogród jest niewielki, ale jak przystało na jego właścicielkę-florystkę, front domu wyglądał imponująco. Dziedziniec został dla porządku wysypany drobnym, beżowym grysem, po którym biegał żwawo biały, rozczochrany piesek. Pod ścianą stały wielkie, prostokątne donice z ornamentami zapowiadającymi ich pochodzenie na rok 1692. Zapytałam czy są ołowiane, odpowiedz brzmiała: "nie, to kopie." Byłam nieco zawiedziona, ale przyznam, że łudząco przypominały cudowne, ołowiane, zabytkowe donice sprzed wieków. Obsadzone zostały piennymi, zimozielonymi drzewkami (chyba Lonicera nitida), a dół donic oplatał bogaty "płaszcz" ze splecionego bluszczu posadzonego po przeciwnych rogach, niczym gruby, ozdobny naszyjnik. Takie ozdoby widziałam często na ulicach Londynu, pod drogimi hotelami lub sklepami.
Pod ścianą domu wyeksponowano piękne, terakotowe donice, a w nich ogromną ilość bukszpanowych kul. Zauważyłam także inne ozdobne pojemniki, w których posadzono zielony tytoń. U nas na Ogrodowisku także jest w tym roku bardzo modny.
Przekroczyłam tajemny łuk porośnięty bluszczem i udałam się do przejścia, gdzie ukryto romantyczne kąciki ze stolikami i meblami do posiedzenia. Szczególnie spodobały mi się żeliwne krzesła i stolik, a na nim płytkie poidełko z ptaszkami. W wodzie leżały kulki, aby ptaki mogły swobodnie przysiąść i napić się wody. Obok mnóstwo detali, antyków, pięknych donic i drobnych dodatków, które chętnie zabrałabym do swojego ogrodu. Przepiękne wieszaki z prętów, przeznaczone jako uchwyty do skrzynek balkonowych. Kwitły w nich czerwone pelargonie. Obok piętrowe, druciane wieszaki z kolekcją muszli, maski na ścianie. Podobno podczas wykładów, czy pokazów florystycznych, jakie Penny urządza co jakiś czas, można zakupić sporo dekoracyjnych przedmiotów.
Zauważyłam, że tegoroczna zima była ostra, bo bluszcze zmarzły. Liście były w większości brązowe, jeszcze nie spadły i nie były także oberwane. Niezbyt ładnie wyglądało. Stwierdziłam, że u mnie taka niedoskonałość nie miałaby miejsca i pewnie zaraz bym je poskubała dokładnie. Tutaj znajdował się kolejny gołębnik, tym razem umieszczony na ścianie domu, wśród bluszczu.
Blisko miejsc gospodarczych (kompostownik, narzędziownia) znajdowała się "robocza" oranżeria, przytulona do ściany, zapewne do produkcji rozsady kwiatów balkonowych do koszy i licznych donic. Inna mała oranżeria była dużo bardziej ozdobna.
Główny dziedziniec frontowy graniczy z kolistym placykiem w stylu śródziemnomorskim, wysypanym żwirem. Otoczony jest pierścieniem trawnika. Żwir jest po to, aby ograniczyć pielęgnację ogrodu. Otoczony szpalerami z drzew na palach, stanowi wyspę - enklawę do odpoczynku wśród roślin. Ustawiono tutaj gustowne, metalowe meble do siedzenia. Posadzono ozdobne trawy. Kwitły także białe i różowe róże w towarzystwie wilczomleczy.
Ze względu na jaskrawy kolor zwracały uwagę żółtolistna czojsia trójlistkowa (Choisya ternata "Sundance"), perukowiec podolski (Cotinus coggygria "Royal Purple"), ponadto wieczornik damski (Hesperis matronalis), wierzbówki kiprzyce (Chamerion angustifolium) całe w pąkach, krzewy ozdobne cięte w kule, strzeliste naparstnice (Digitalis), żeleźniaki (Phlomis), kocimiętki (Nepeta) i mieczyki błotne (Gladiolus palustris). Ściany domu porośnięte były glicynią, po obu stronach schodów postawiono spirale z bukszpanu w donicach, obok wielka kępa paproci, wspomniane wcześniej niby-ołowiane donice i inne ogromne wazy i pojemniki.
Na prawo za domem utworzono duże, prostokątne rabaty, obwiedzione bukszpanowymi obwódkami, a przy domu znalazła miejsce urokliwa oranżeryjka ze starymi, ogrodniczymi przedmiotami. Stare doniczuszki, etykietki, narzędzia, koszyczek i efektowne donice na sukulenty. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie coś kwitnie, wisi lub stoi. Ciężko się tutaj poruszać. Zauroczyła mnie w szczególności kolekcja konewek, bo sama zbieram takie.
W centrum rabat z tej strony ogrodu znajduje się druciana altana i placyk wybrukowany kostką. Bliżej oranżerii usytuowano placyk wypoczynkowy z solidnymi meblami tekowymi, leżakami, grillem. Jako ozdoby wykorzystano tutaj drucianego ptaszka (podstawa tworzenia topiaru) i zegar słoneczny na kamiennym postumencie. Centralnym drzewem jest (jak w białym ogrodzie Sissinghurst) pienna grusza wierzbolistna i rosnące pod nią bukszpanowe kule. Na murach rozmieszczono liczne wodozdroje. Kwitły fioletowe różaneczniki i niebieski prusznik (Cyanothus).
W dalszej części ogrodu właścicielka pokazała nam także ukryte stanowisko dla pszczół - kilka uli, a obok rósł duży okaz budlei skrętolistnej, lak i maki w "zgaszonym" różu. Krótką ścieżką prowadzącą wśród zarośli udałam się też do gołębnika. Nieformalne nasadzenia kontrastują tu z topiarami. Ogród nie jest nudny, kolorowy dziedziniec, oranżerie, fontanny, a w większości trawniki zastąpione żwirem- ciekawe aranżacje przyciągają wzrok. Ogród był pokazywany w telewizji i został wyróżniony w prasie ("Gardens Illustrated").
Na koniec kilka słów o właścicielce ogrodu. Penny Snell jest jedną z wiodących, niezależnych florystek. Otwiera, jak spora grupa innych osób, swój ogród przekazując dochód z biletów na cele charytatywne.
Fot. Danuta Młoźniak - Gardenarium
Tak to jest piękny ogród,mogłabym taki mieć to moje klimaty.Reportaż jak zwykle zachwycający czytam z przyjemnością,a chwilami wydaje mi się,że spaceruję wśród tej zieleni.Dziękuję.
Niby to wszystko takie od niechcenia,stare ,odrapane,rośliny rosną pozornie bezładnie,ale w każde zdjęcie mozna wpatrywać sie bez końca i odczuwać zachwyt ,ten ogród podoba mi sie najbardziej .
piękny dom w pięknym ogrodzie :) szczególnie urzekły mnie róże pnące i nie tylko, stare kamienne donice, altana i gołębi kolor (już nie pierwszy raz ten kolor występuje w ogrodzie). Żal, że klimat u nas nie jest nieco cieplejszy, co by pozwoliło na posadzenie wielu ładnych roślin bez zagrożenia przemarznięciem...
Także żałuję, że nie możemy uprawiać niektórych roślin. Trzykrotnie próbowałam sadzić piękną roślinę z tego ogrodu o nazwie Choisya ternata "Sundance" - jednak w tym roku nawet wiosną była ładna, ale marcowe mrozy ją zniszczyły i nie odbiła. Pod śniegiem dobrze zimuje, ale potem już go zabrakło i nie udało się.
Za pierwszym razem miała ochronę z kory, włókniny i maty słomianej - także bez powodzenia.
Jak zwykle; kolejny wspaniały ogród w stylu, którego nigdy nie podrobimy. No i chyba dobrze... Zastanawiam się, ile w takich ogrodach jest prawdy, a ile stylizacji. Najbardziej urzekają mnie stare donice z zawartością. Z każdym artykułem , z każdym zdjęciem, zaczynam bardziej żałować, że ociepleniem i tynkiem przykryliśmy czerwoną cegłę domu.
...też tutaj byłam...ale ...nie mam takich fajnych zdjęć... ...niezwykle trafnie pokazałaś atmosferę tego ogrodu...
Dziękuję Irenko, to miło, że do nas dołączyłaś, zapraszamy na forum.
..też mi miło i cieszę się, że Was tutaj znalazłam...i czytam...czytam...czytam...pięknie piszesz (a właściwie piszecie ) o ogrodach...i jeszcze raz pozdrawiam...